wtorek, 25 grudnia 2012

Jedność i Pełnia (25 grudnia 2012)


Ja Józef K. obudziłem się i wstałem dzisiaj, w Dzień Bożego Narodzenia 2012, nie najwcześniej, około 8.00, ale i tak jako pierwszy w rodzinie. Siedzę przy komputerze, zapisuję myśli, które mi chodzą po głowie, czyli są we mnie od początku dnia. Nie mogą nie być. Są święta, a właściwie poprawnie powinno być - jest święto, bo jest jedno, nie wiele. Święto to sprawa kultury. Ja jestem ten sam, co wczoraj i przedwczoraj. Świat, czyli kultura w której żyję, mówi - jest święto. Zgodnie z prawami tej kultury pojadę do kościoła na mszę świętą. Msza zawsze porywa jakąś część mnie, albo całą moją duszę. Bo jest największym koncentratem kultury (Rzeczywistości, w której żyję), którą poznałem i przyjąłem za swoją, z którą się utożsamiłem. Msza oferuje Pełnię dostępną na tym (jedynym) świecie. Jest najwyższą formą pełni tego świata, ponad wszystkie inne formy spełnienia. W niej są te wszystkie inne formy spełnienia, jak w źródle. Ona jest źródłem i szczytem (dla mnie) przeżyć jedności i pełni.

Mogę pojechać na mszę, ale nie muszę. Mam wolną wolę. Jestem wolnym człowiekiem (nie ma miłości z przymusu, moja religia jest miłością – moją i w ogóle).

To jest pierwsza i wiodąca myśl, z którą wstałem i usiadłem przy komputerze.
Drugą jest wspomnienie świeżutkie wczorajsze od stołu wigilijnego, odczucia szczerego i jednogłośnie wypowiedzianego przez dzieci "nie lubię składać życzeń". Dobrze, że tak jednym głosem, zgodnym chórem - mają jedne geny, a jeszcze bardziej kulturę, czyli wychowanie. Tylko bardzo wnikliwy czytelnik może pamiętać, że kiedyś już zapisałem, że wychowuje dom, nie my. Dom - to (dużo) więcej niż my, rodzic poszczególny i zbiorowo - rodzice.

Nie jestem pewny, czy uda się o tym dzisiaj z nimi porozmawiać, czy pozwolą się złapać w sieć zapotrzebowań ojca. Wir spraw od rana będzie ich kręcił. Ja jestem już bardziej stateczny.

Trzecia sprawa też woła wielkimi literami. - Jak to jest z tym Bożym Narodzeniem wśród was mieszkańców Waszej okolicy, czyli w tzw. wspólnocie lokalnej! Bo to dużo więcej niż „drzewiej na Mazowszu, Kurpiach, Podhalu itd. bywało”. Nikt nie żyje i nie umiera dla siebie, ale w jakiejś wspólnocie: języka, rodziny, przede wszystkim, ale zaraz potem we wspólnocie wiary i przekonań na temat codziennych i odświętnych spraw tego świata. Mój spór ze współmieszkańcami mojej okolicy, czyli gminy - administracyjnie, parafii - kościelnie, szkoły - zawodowo, jest nagłośniony w realu i w necie, czyli na cały (mój) świat.
Mój, mojej, mój - nie jest zamierzonym efektem, ale wynikiem, najpierw gramatyki, w drugiej kolejności - stylu. I gramatyka i styl pełnią istotną rolę w naszym życiu. Dla pełności obrazu myśli podam dosłowny cytat, pełne zdanie z Dobrej Nowiny - "Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana.”
Wiemy, Kogo autor tego listu do chrześcijan, mieszkańców Rzymu miał na myśli, ale i o to warto zapytać. Lubię takie myślące święto, Boże Narodzenie 2012. Właśnie takie lubię.

W Rzymie mieszka teraz i pracuje człowiek, który też jest teologiem, a z racji wieku (rocznik 1927) jest już relatywnie blisko śmierci. Jego pytajmy. Szybko odszukałem jego wczorajsze kazanie (mówi się homilia), z Pasterki'12 w Watykanie. Przeczytałem (wczoraj dzieci nie dały posłuchać, wolały film „Monte Christo”, czemu się nie dziwię) jednym tchem. Późny Papież Niemiec jest mi bliższy niż wcześniejszy, a zwłaszcza niż sekretarz Kongregacji Wiary. U tego znajduję coraz więcej do podkreślenia. Bo taką stosuję metodę, lecę przez tekst i podkreślam zdania, które do mnie mówią (wołają i krzyczą). Podobnie czytałem Jana Pawła II. Trudno się zachwycać całym długim teologicznym tekstem, jak literaturą. Nawet literatura piękna ma swoje lepsze i słabsze momenty. Ale jeśli w jakimś tekście można znaleźć perły, warto go przekopać.

U Jana Pawła II zawsze znajdywałem. U Ratzingera teraz też już sporo. Mam więc przemówienie, kazanie, homilię już popodkreślaną, ale zostawię tę intelektualną i psychologiczno-egzystencjalną przyjemność na kiedyś, dzisiaj muszę skończyć jeszcze bardziej osobiste wątki.


Notatki na mszy zrobiłem drugostronnie na porządku nabożeństw w mojej parafii, był wyłożony przez księdza proboszcza do zabrania.
Notatki ukazują Rzeczywistość Mszalną - jak się przede mną odsłaniała (objawiała).
1) w drodze, w trakcie różańcowej dziesiątki (zwyczaj po Kanadyjczykach z Quebec spotkanych w Tours, we Francji 1979, 1980) dochodzi do mnieże nasza religia to nie jeden wymuiar, ale wielowymiarowość. Nie tylko czasy bibiljne, Ewangelia, czyli Dobra Nowina we mszy świętej, ale i Fatima, i dom rodzinny itd. Wszystko to przechodzi przez nas i nas ciągle współ-kreuje.
2) Historyczność wiary, czytanie z Izajasza, który żył w VIII wieku przed Chrystusem, czyli ponad 2700 lat przed nami. Jezus nie spadł z nieba, albo nie wiadomo skąd. Wiadomo. Warto pomyśleć? TRZEBA.
3) Słucham i się rozglądam, ładnie się bardzo u nas „zrobiło”, jasno i spójnie myślowo. Słowa i koncepcja są z tego samegoi i (nie)widzialnego źródła. Znów kościół pw. WNMP w Strachówce jest częścią całego polskiego (i powszechnego) kościoła, a nie wyobcowaną izolowaną wyspą, poddaną całkowicie czyjemuś dziwactwu. Przynajmniej ja tak to widzę.
4) Historyczność dodaje wiarygodności i uroku religii – Izajasz, święty Paweł Apostoł nawrócony z Szawła, święty Jan, który był najbliżej serca Jezusa i Maryi. Dołączam coś jeszcze – słowo ludzkiego kazania, które rozbrzmiewa do nas głębiej w przestrzeni kościoła. Dobrze, czuję i myśłę, że słucham go całą rodziną. Całą rodziną zanurzeni w tej samej Jedności i Pełni. Jakim DAREM I WYDARZENIEM jest rodzina na mszy świętej w Boże Narodzenie! Wszyscy w tym samym punkcie czasu, przestrzeni i kultury. W najlepszym punkcie! Zaiste, ogromny DAR I TAJEMNICA! Dziękuje Janie Pawle II za podpowiedź tego rozmyśłania z tytułu twojej publikacji, która pasuje i do nas, tzw. świeckich.

Powiem nawet, że nie wiem, czy warto zakładac rodzinę jeśli się tego nie zrozumie. Nie chce brzmieć jak Savonarola, nie mam prawa niczego narzycać, ale warto przemyśłeć i przedyskutować na każdej dostępnej płaszczyźnei społecznej. Oby brak takich rozmów nie prowadził do tragedii. To też może być rozszerzająca nauka Izajasza, Pawła, Jana, Mieczysława... moja, twoja, nasza.
5) Słowo – pojęcie – myśl – rozum... taka jest perspektywa Bożego Narodzenia w Dobrej Nowinie według Jana. Na to wskazuje ksiądz Mieczysław w kazaniu. Teologicznie rzecz się nazywa Wcieleniem Boga! BÓG W CIELE CZŁOWIEKA! Ciało w pełni uduchowione! Alfa i Omega i Wzór!
Ksiądz kończy zdaniem - „lepiej jemy, ładniej się ubieramy i bardziej jesteśmy człowiekiem, bo Jezus Chrystus się narodził”.
6) Wyjeżdżaliśmy do kościoła w trakcie emisji filmu dokumentalnego na National Geographic „Pierwszy Jezus?”. Sensacje filmowców nie muszą doczekać się naukowej weryfikacji, ale nie bójmy się myśleć i poznawać.
7) Jasiek w Glasgow jest nie do pomyśłenia bez uniwersyteckiej chaplaincy (Ośrodek Duszpasterski). Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
8) Msza wyciska mnie jak cytrynę. A do tego jest to msza w intencji jakiejś rodziny. Nie sposób nie pomyśleć znów o własnej. W kontekście tej gminy i parafii. Wkład, jaki w nią mamy, jest nie trylko z tej ziemi. Od pragnienia świętości Marii i Heleny, Bolesława Prusa, Kongresów Eucharystycznych, Ziemi Świętej, Katynia, Solidarności, „Sztuki zwanej naiwną”, Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Najbarzdiej mnie docisnęła kolęda-pieśń - „Nie było miejsca dla Ciebie...”. Czemu, aż tak? Któż to wie. Taka jest ludzka natura, taka moja konstrukcja, takie życie. Działały na mnie mniej słowa, bardziej melodia. I obraz, wspomnienie, chyba najbardziej. Pewnego Adwentu w Legionowie. Mieszkałem w pokoiku (kanciapie, 2.20x2?) w dolnej części kościoła. Samotność, powołanie, cisza, prywatny radiomagnefon kupiony w Pewexie na potrzeby katechezy i kasety z muzyką Bacha. Do dzisiaj pamiętam niektóre tytuły, Wachet auf, ruft uns die Stimme. "Najbardziej ten - Nun komm, der Heiden Heiland">. (Czy ja sobie piszę legendę, czy życie mi napisało?).

Resztę dnia 25 grudnia 2012 napisał mi Jan Sebastian Bach. Słucham i słucham. Na Das Wohltemperierte Klavier wyrobiłem sobie wyobraźnię kosmologiczno-matematyczno-logiczną. Taki prezent zaproponowałem koleżance na 18-tkę. Taki kupiliśmy grupowo i wręczyliśmy. Ma na imię Iza.

PS.
O tym, że sięgnąłem do "Bóg jako złudzenie" Richarda Dawkinsa opowiem innym razem. Starość, nie radość, czasu i sprawności (komputerowych) nie daje za dużo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz