niedziela, 4 marca 2012

Pieśń poranna o scholi

Właściwie w jakim świecie ja żyję?
Na swoim blogu, bo w normalnym – to nie.

Co właściwie to znaczy? Że na blogu dobrze się czuję, wiem kim jestem, kim byłem. W co wierzę, co rozumiem, o co pytam. Że niczego nie muszę udawać, ani się wstydzić. Że na co mnie stać – to powstaje i jest pod palcami.
Co jest życiem normalnym? Pewnie odpowiedzi jest wiele, zależnie od autorów. Czy to jest kategoria socjologiczna? Czy psycho-, czy duszpasterska? Medyczna na pewno nie. Zostawmy.

Dla mnie życiem normalnym jest funkcjonowanie we wspólnocie. Najbliższą wspólnotą jest rodzina, dla funkcjonowania której potrzebny jest dach nad głową, pieniądze na utrzymanie, czyli praca zawodowa i wspólnota kulturowa, w skład której wchodzi zakres wiary i rozumu, dobrze, jeśli może się pokrywać z najbliższym otoczeniem życia. Wchodzi, wyznacza... – piszę na skróty.

Na blogu mogę wszystko... opowiedzieć. W życiu normalnym (równie prawdziwym) nie powinno być napięć między jednym a drugim. U mnie są. Życie normalne nie funkcjonuje. Deficyt wspólnoty i na rachunku bieżącym – ogromny i już nie do naprawienia.

Moje marzenia? Żebym nie musiał już wychodzić z domu. Na pewno nie sukces, uznanie, ani podróże. By funkcjonowało życie normalne, i to jako-tako. Bym mógł stukać w klawiaturę, a wszyscy członkowie rodziny mieli co jeść, w co się ubrać i inne niezbędne rzeczy. No i oczywiście, by tak jak ja, mieli zaspokojone pragnienie wspólnoty. Po to jest państwo i wspólnota lokalna, ale w Polsce obie nie mają takiej – w większym stopniu – świadomości, niż możliwości. Państwo ma ministerstwa i służby, wspólnota lokalna - gminy, parafie, szkoły i NGO.

Na blogu mogę prawie wszystko... opowiedzieć. O tym co było, co jest. W co wierzę, o czym myślę, co wiem, czego chciałbym się dowiedzieć, o co pytać. W życiu normalnym mogę bardzo niewiele. Chciałaby dusza - już za życia - do nieba, ale się nie da. Dobrze, że blog może być jego przedsionkiem.

Tęsknię do mszy niedzielnych ze scholą szkolno-parafialną. Kościół żyje z Eucharystii. Katolik? Z takiego kościoła. A co, gdy go nie ma?

Schola była dawno, dawno temu. Gdy doczekaliśmy się gitarzysty. Jasiek zaczął się uczyć, gdy miał 13 lat. Wkrótce, pod ręką pana Kura, mógł akompaniować mamie Grażynie i jej scholi. Co sobota mieli próby, najpierw łatwiej, później trudniej zwoływane. Ćwiczyli w szkole. Oczywiście, żeby mogli rozwinąć skrzydła konieczny był proboszcz przyjazny, zawsze uśmiechnięty i zadowolony. ANTONI. Jak nasz kościół. Bo parafia jest WNMP. Przy nim przy ołtarzu znikał stres. Nie było go wcale. Czy ksiądz Antoni mógł być na coś lub kogoś zły? Nie do pomyślenia. Mogliśmy nawet pomylić czytania, psalm zafałszować, coś innego, a nawet wszystko schrzanić. I nic. Dalej był zadowolony, uśmiechnięty i przyjazny. Taki człowiek!

Od czterech lat Jasiek studiuje w Glasgow, Antoni rozbudowuje parafię w Sulejowie, nie ma scholi.
Ciężko się żyje bez niej. Smutne są msze, choć w sobotę jest (pozornie) więcej czasu. Bo czas? - jest naprawdę tylko w Tym, Który Jest, Był i Będzie.
Schola przyciągała ludzi do kościoła i robiła w nim ruch. Wiadomo jest pieśń, to i do pieśni się coś znajdzie, lektorzy, lektorki, psalmy, komentarze i procesja z darami. Wszystko się dopełniało. Repertuar zaczynał się od czytań biblijnych. Żyliśmy Słowem. Słowo nas nakręcało. Mogło być lub nie być w kazaniu i liście biskupów. Było zawsze w pieśni, w modlitwie powszechnej i komentarzu do procesji.
"Lecz żadna myśl, i łza, i praca, i pieśń i praca" - nie przeszły, nie przepadły, ale idą w wieczne. Jasiek gra w Glasgow na mszach i spotkaniach w kaplicy uniwersyteckiej. Czego się Jaś nie nauczyłby w Strachówce i Annopolu nie grałby dziś na pożytek Bogu i wspólnocie międzynarodowej. Gaude Mater Strachoviensis. Rzeczpospolita dzieli się swoim mistrzem i mądrością z całym światem. Jak kiedyś misjonarze - choć na początku było ich niewielu - świętego hrabiego de Mazenod. Madejowego przełożonego niebieskiego.

Przed niedzielą „ad gentes” robiłem katechezę misyjną z pomocą filmików na Youtube. A wśród nich był jeden, na którym tańczące siostry niosły w procesji wino, wodę i komunikanty na ołtarz, do rąk biskupowi, tańcząc. Wiadomo, Afryka. Inne siostry grały na bębnach i na czym się dało. Kiedyś rodzice i katecheci nam powtarzali, że kto śpiewa – dwa razy się modli. A tańcząc? Chyba trzy.

Na misjach jednym z najważniejszych zagadnień jest INKULTURACJA. Nie można żyć poza kulturą. Religia poza kulturą? To jakieś niewyobrażalne dziwactwo. ALE WŚRÓD NAS SIĘ NIE MÓWI O TYM. Ostatni raz chyba w stanie wojennym, gdy aktorzy i inni artyści mogli się i swoją misję realizować w kościołach. Bo z teatrów, a jeszcze bardziej z telewizji ich wygnali. Dzisiaj gdzie są? Wyjechali do Afryki?

Najważniejszą rewolucją w kościele XX wieku był Sobór Watykański II, a na przełomie wieków wybór papieża, który żył Soborem. SOBÓR BYŁ POWSZECHNĄ INKULTURACJĄ. A potem? Papieże go realizują, muszą, jest wyższą od nich władzą. Całego Kościoła Powszechnego. Ale masa księży marzy o Trydencie (mówiąc w wielkim skrócie). Trydent też był kulturą, ale już pradawną i niezrozumiałą. Oczywiście, że religia wyśpiewuje zawsze o tym, co człowiekowi gra w duszy. Ale muzyka się zmienia. Homo religiosus potrzebuje harmonii ze sobą samym, współtworzy go kultura współczesna, kto jej nie rozumie, nie rozumie sobie współczesnych sąsiadów, parafian, uczniów w szkołach, a nawet dziadków, jak ja i babć. To w skrócie. Reszta niech będzie pieśnią przyszłości, nie milczeniem.

PS.1
Nie ma normalności dla człowieka, który nigdy nie ma grosza przy duszy lub większej gotówki. Jeśli żona go utrzyma, to przez czas jakiś bloga poprowadzi. Pieśń o scholi pisałem o poranku (3.30-5.30), bo słodkie życie staruszka nie zawsze pozwala spać. Co mam odpowiedzieć Lucy na pytanie o cukrzycę? Spróbuję prawdę - o całym życiu w ukochanym kawałku Ojczyzny, w Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Czy w naszym życiu można skutecznie coś od czegoś oddzielić? Jeśli się wierzy w Boga, to nie. W Nim mamy dostęp i udział w tym, co było, co jest, co będzie.

PS.2
Rysunki małej artystki spotkanej na misjach tutaj. Więcej misyjnych adresów jest tutaj . Wszyscy idźmy w tym samym kierunku - ad gentes.

APPENDIX NIECO-BARDZIEJ-DZIENNY:

Dlaczego uważam, że mój głos wewnętrzny... Albo inaczej - dlaczego głos wewnętrzny jest taki dla mnie ważny? Dlaczego, kiedy się odzywa, czuję się jak w niebie? Uśmierza wiele burz, przynosi pokój. Dlaczego?
Pośród zdarzeń wszelakich może przyjść. Nagłe uspokojenie, zdziwienie, odkrycie, natchnienie... Jakby potwierdzenie, że zawsze jest, że jak żar jest w popiele, jak światło za chmurą, albo z drugiej strony Ziemi. Jest. Po prostu? JEST. Mojżeszowy Jahwe? JESTEM KTÓRY JESTEM. To nie jest ślepe znalezisko w historii człowieka na Ziemi i w Kosmosie. To jest żywe znalezisko. Żywa archeologia wszystkiego i siebie. Via, Veritas, Vitae.

Jak kiedyś w lesie na spacerze, który ślad zostawił w wierszyku i na Dworcu Gdańskim, kiedy jeszcze na Politechnice czekałem na pociąg, a Krzysiek, z którym chodziłem do klasy w podstawówce i w Rodzinie Rodzin, który miał epizod u jezuitów, a ostatecznie wylądował w Ameryce na uniwersytecie, spytał mnie co robię? „Kontempluję” odpowiedziałem. Żachnął się, nie pierwszy i nie ostatni, na mnie. Kiedy się modlę, oddycham z „mantrą”, a nawet piję kawę – potrafię się delektować czymś dużo bardziej!
Jak widać, takie podmuchy przychodziły przez całe życie z wysoka. I odegrały olbrzymią rolę. Bardziej dawały napęd do żeglowania po morzach dalekich, na przykład po Caritasie, a i dzisiaj lepiej trzymają przy życiu niż leki. Może pójdę jeszcze raz do szkoły, jeszcze raz stanę pod krzyżem z uczniami, napiszę jeszcze jeden message do Nebraski? Kto wie. Lucy jest z tej samej gliny. Ma ten sam talent. I te same mamy złe przygody ze znikającym długim tekstem w komputerze. Jakie to proste i oczywiste... by było, gdyby nie post-modernistyczne (post-pozytywistyczne?) zbłąkania współczesności. Ja, choć współczesny, wierzę w człowieka-osobę, pełnego większym poznaniem wiarą i rozumem, dzięki którym może unieść się do kontemplowania prawdy, otwartego na Całość. JEST PRAWDA. Nie można kon-templować siebie. Musi być to coś jeszcze, co kon-templujemy. Wierzę w Solidarność (więc z kimś), dobro, piękno, które się nam daje, w rozwój społeczeństw służących osobom („Centesimus annus”), w Objawienie. Boże jak wiele jest prawd dla wiary i rozumu, to znaczy – osoby.

Taki widać otrzymałem talent. To już pewne. Mogę tak powiedzieć tuż przed 60-tką całkiem śmiało, choć już nieraz tak myślałem. Że jest coś takiego, jak talent religijny, duchowy (do modlitwy i łapania leciutkich podmuchów). Talent jest darem. Koniec kropka. Można go rozwinąć lub roztrwonić. Chyba nie zgubiłem. Może i nie za bardzo rozwinąłem. W każdym razie nim się dzielę z wami, nie na sposób dewocyjny, bardzo po ludzku, na blogu.

Z dwa tygodnie temu w notatkach pisałem o szkole dziękczynienia. To było wtedy, gdy Grażyna była w Zakopanem. A ja oglądałem całą wypowiedź Andrzeja z Turkmenistanu po raz pierwszy, dopiero pierwszy dzień mieliśmy Internet po kablu. Jego postawa, mistrza dziękczynienia, oraz skojarzenie lustrzanego podobieństwa jego kamienia węgielnego pod kościół w Aszchabadzie i naszej budowli Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Od tego samego dawcy błogosławionego pod niebem Watykanu.

Wtedy zobaczyłem (to znaczy zrozumiałem), dotarło do mnie jeszcze bardziej, jak wielki to dar. I że Andrzeja przecież ustanowiliśmy (nie tylko już jhttp://www.blogger.com/img/blank.gifa) Rektorem Uniwersytetu Obywatelskiego LGD. Podejście LEADER (LGD) jest pomyślany i uchwalony przez Unię Europejską jako pomysł (mechanizm źle brzmi) na poprawę warunków życia na terenach wiejskich. Więc poprawiajmy - poprzez dziękczynienie - nie ma lepszej i bardziej sprawiedliwej drogi. Dla wszystkich. Bez względu na wiarę i niewiarę, na płeć i opcje, ani politykę (byle bez złorzeczenia).

Wczoraj podniosła mnie na duchu korespondencja od Lucy. Mieli bierzmowanie, czekali na płomienie z nieba. Także bardzo nocny czat z siostrą klauzurową!!! Dzisiaj – przygotowanie do katechezy, która nie tylko dla dzieci, ale bardziej jest dla dorosłych pracowników we wszystkich zakładach pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz