czwartek, 1 marca 2012

呕ycie prawdziwe jak... 艣mier膰

Jestem zwalcowany. Po wczorajszym. Ale ruch nade mn膮 u艣wiadamia, 偶e dzisiaj dzie艅 debat w szkole. Wszyscy si臋 szykuj膮. I na pewno nie tylko w naszym domu.
Stoj臋 w kuchni przy oknie, przy kaloryferze. Ty艂em do okna. Przodem do tego co si臋 dzieje w innych pomieszczeniach. Panoramicznie i stereo.

Dochodzi mnie 艣piew, jak wczoraj, ale inny tekst. I gor膮czkowe szukanie bia艂ych koszul, wczoraj nie przygotowali. Gra偶yna prasuje.

Ja chyba w za艣wiatach? Bo nawet mnie pyta, jeden z nich, czy jad臋 do szko艂y. Cho膰 wie, 偶e dzisiaj nie. Nie - potwierdzam fakt og贸lny. - My艣la艂em, 偶e... bo dzisiaj debaty.

Nie. Kiedy艣 bym na pewno. Dzisiaj klimat jest taki...? Zwalcowany? Nie ma debaty mi臋dzy nauczycielami. Czuj臋 si臋 persona non grata. No i gratem - poza tym. Na z艂omowisku historii. I dumnego w niebie historii (czy 'dumnego nieba' historii naszej?). Ja przejmowa艂em o艣wiat臋 w I Kadencji, przed terminem ustawowym. Zacz膮艂em zmiany. Dzisiaj si臋 m贸wi - "wprowadzi膰 zmian臋". Dzisiaj rozumiej膮, ci i owi, niekt贸rzy, jak wielkie to wyzwanie i miara sukcesu ka偶dego LIDERA. Wi臋c na pocz膮tku byli艣my my. MY - Pierwsza Kadencja! O czym pami臋taj膮... tylko w innych gminach.

W szkole na pocz膮tku i po kolei by艂 Adam, Emila, Gra偶yna. W okresie przej艣ciowym, gdy funkcjonowa艂y dwie szko艂y (pocz膮tek roz艂amu wed艂ug w贸jta 艁apki), podstawowa i gimnazjum, tej drugiej dyrektorem by艂a Janina Naroska. Ale szko艂a jest jedna. I gmina jest jedna. I jej historia. I miejsce w niej zapisane ka偶dego lidera. Ale tylko w szkole normalno艣膰, demokracja i ci膮g艂o艣膰 transformacji mentalno-utrojowej w naszej gminie przetrwa艂a. I trwa ma膰 :)
艢mier膰 dotyka tylko os贸b, nie sytuacji. Cz艂ek od niej starszy! 呕yje i 偶yje i 偶yje - cho膰 by膰 mo偶e zale偶y, co w to 偶ycie wni贸s艂. A szko艂a, nawet po niezrozumia艂ej burzy z piorunami na "radzie", rozwija si臋 wspaniale. DZISIAJ S膭 DEBATY..... W艢R脫D UCZNI脫W!! My, nauczyciele, bardziej od nich boimy si臋 "szko艂y w dialogu"! Bo nasi膮kali艣my przyzwyczajeniami dziesi膮tki lat. To truizm. Ale spytajcie, kochani debatuj膮cy uczniowie, czy doro艣li mnie za to lubi膮 (偶e powtarzam truizmy). Zrobicie kiedy艣 o tym debat臋? No pewnie, 偶e tak!

Kto wierzy, 偶e jeste艣my jedn膮 gmin膮, tzw. wsp贸lnot膮 lokaln膮? 呕e nie wolno w dzisiejszym 艣wiecie dzieli膰 w 偶aden sztuczny spos贸b 偶ycia wsp贸lnego, co zawsze jest jakim艣 rodzajem WYKLUCZENIA, na m艂odych, starych, solidaruch贸w i komunist贸w, tych z tej wsi, a tamtych z drugiej... Nie b膮d藕my kibolami!

Nikt nie 偶yje dla siebie i nie umiera dla siebie. Bo w 偶yciu i w 艣mierci jeste艣my z innymi. Nie musz臋 cytowa膰 liturgii dos艂ownie. My艣l ta mnie ogrza艂a przy kaloryferze. Bo! Ja, owszem, zwalcowany, ale 偶ycie mnie dosz艂o w nich. I w podnios艂ym oczekiwaniu na debat臋 i w krz膮taninie w poszukiwaniu koszul i w prasowaniu. Widz臋 i opisuj臋. Bo t臋skni臋 za...? ZA 呕YCIEM PRAWDZIWYM.
To jest choroba (偶ycie nie-prawdziwe?), gdy kto艣 wszystko sprowadza do siebie. I ci膮gle si臋 obra偶a, bo wszystko go obra偶a, bo wszystko jest i musi by膰 o nim, dla niego, w zwi膮zku z nim, z jego wykonywanym lub nie zawodem, funkcj膮, z jego lub nie sukcesem lub pora偶k膮 itd. Ca艂y 艣wiat musi si臋 kr臋ci膰 wok贸艂 takiej osoby, bo jak nie, to brak jej potwierdzenia w艂asne warto艣ci, a mo偶e nawet w艂asnego istnienia? I jest obra偶ona wtedy na ca艂y 艣wiat, cho膰 sobie pewnie wybierze ofiar臋 swojego nieszcz臋艣cia z najbli偶szego otoczenia i wszystkie swoje 偶yciowe pora偶ki i nieszcz臋艣cia jej przypisywa膰 zacznie. I b臋dzie ci膮gle oczekiwa膰 przeprosin, potwierdze艅, ho艂d贸w, dzi臋kczynienia...? Bo kto ma nieadekwatne poczucie w艂asnej warto艣ci, albo brak mu zgody na siebie takiego, jakim jest, gryzie i zara偶a wszystkich i wszystko dooko艂a.
Czy ja mam pisa膰 podr臋cznik psychiatrii stosowanej? Kompleksy te偶 s膮 objawem. Przecie偶 nie odkrywam Ameryki na nowo, szkoda tylko, 偶e nie rozmawiamy tak i o takich rzeczach ze sob膮, tak偶e w gronie wychowawc贸w nast臋pnego pokolenia. Utkwi艂o mi kiedy艣 w pami臋ci zdanie z rekolekcji, 偶e "chory animator zara偶a wsp贸lnot臋". Nauczyciel - klasy. A chory samorz膮d lub samorz膮dowiec - ca艂膮 gmin臋 (tzw. wsp贸lnot臋 lokaln膮). To nie prawda, 偶e to s膮 zbyt trudne tematy na naszym terenie, zbyt intelektualne i osobiste. W 1981 mogli艣my rozmawia膰 o Polsce, patriotyzmie, mi艂o艣ci, 艣piewa膰 i modli膰 si臋 w domach, salach i "cha艂upach pod strzech膮", a delegacja z wojew贸dzkiego poziomu dziwi艂a si臋, 偶e umiemy dyskutowa膰 o trudnych sprawach w i艣cie parlamentarnym klimacie w remizie OSP, obecnej 艣wietlicy wiejskiej. My艣my po prostu jako gmina strasznie si臋 cofn臋li przez ostatnie kilkana艣cie lat, a sztuka rozmowy publicznej prawie zanik艂a. Ostatni rok te偶 nie przyni贸s艂 oczekiwanej zmiany, skoro obecny gminny samorz膮d nie chce pozna膰 w艂asnej historii i nie odpowiedzia艂 (niegrzecznie - to ma艂o powiedziane, 艂amie prawo samorz膮dowe!) na dwa/trzy apele mieszka艅ca w tej sprawie. Nie uciekniecie od tego. Ka偶dy kolejny samorz膮d b臋dzie musia艂 znale藕膰 jak膮艣 odpowied藕 (miejsce) dla tego mieszka艅ca i w艂asnej historii. Od kogo mamy si臋 uczy膰, je艣li nie pierwej od ojc贸w naszych??? Przecie偶 to jawny anty-patriotyzm! Pater - to ojciec. A Pater Noster - to nasz Ojciec w Niebie. Dworuj臋 sobie? Smutne to 偶artowanie.

艁atwo i g艂upio przypi膮膰 komu艣 艂atk臋 "siewca nienawi艣ci". Trudniej pokaza膰, gdzie jest w tek艣cie nienawi艣膰. Nie pisz臋 dla/przeciw/o jednej - nawet najbardziej egocentrycznej - osobie. Pisz臋 zawsze przeciwko?/o/dla samego siebie, w艂asnej rodziny, w艂asnej szko艂y, w艂asnej gminy, "w艂asnego" ko艣cio艂a i Ojczyzny.
Ja tylko od zawsze chcia艂em pisa膰 wiersze i "mi艂o艣膰 wnie艣膰 mi臋dzy ludzi". Przynajmniej od najwcze艣niejszej m艂odo艣ci. "Niech ja wezm臋, 偶e szalony i g艂upi, a wy potraficie, a wy reszt臋 zr贸bcie" - napisa艂em sobie, a muzom przed 40 laty, nie wiedz膮c, 偶e b臋d臋 mieszka艂 w XXI wieku w gminie Strach贸wka. Cyprian Norwid napisa艂 ju偶 o "K贸艂ku rodzinnym", a ksi膮dz Jan Twardowski o "Bliskich i oddalonych" i ja ju偶 nie musz臋.

Debat w艣r贸d nas nie ma - nauczycieli. Namiastka wczoraj sko艅czy艂a si臋 zawa艂em. I jak w osobowym ciele i jak w kopalni.

Obserwuj膮c, ws艂uchuj膮c si臋 w siebie i 艣wiat dooko艂a i zapisuj膮c - zwalcowany, od偶ywam. Nikt nie 偶yje dla siebie i nie umiera dla siebie.

No wi臋c pokaszla艂em sobie, pokw臋ka艂em i kaw臋 dobr膮 zrobi艂em, po w艂osku. Od czasu wizyty Matteo, Ricardo i Francesco tak mam. 艢mier膰 cukrzycy. Potem kotom da艂em (u nas si臋 m贸wi koteckom)

Brak komentarzy:

Prze艣lij komentarz