A ja patrzę i opisuję eschatologicznie, jak mój samolot zbliża się we mgle do ziemi. Ostatnio parę razy miałem już prześwit, że wszystko napisałem. Ale skoro obudził mnie kolejny dzień, to oczywiście wiem, że wiem niewiele i nigdy nie zabraknie treści do przekazania, barw i odcieni do opisania. Eschatologia nie jest z zakresu polityka, samorządowca, ani nawet poety. Ona jest z zakresu nieskończoności. Tylko wiara i rozum mogą tam szybować i kontemplować widoki prawdy.
Nie zgodzę się więc z synem, że takie życie, jakie mam, to straszna rutyna i jest nudne -co dodałyby młodsze dzieci. REALIZM NIGDY NIE JEST NUDNY. Wejdźcie w niego (Niego), a zobaczycie. Nie ma w tym panteizmu, który jest metafizyką, ale sposób bytowania osoby, której istnienie jest nierozłączne z poznawaniem. Takim realizmem żyje każdy wierzący i może powołać się na karty objawienia (tego, co świeci), "w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy". Nie da się inaczej. Kto uwierzył i przyjął - złączył się na wieki z prawdą. Nie z wyobrażeniem! - co - myślę - jest jedną z głównych pułapek religijności tradycyjnej (mało osobowej, mało rozumnej).
Wyobrażenia nieba nad głową, aniołów ze skrzydłami, Adama i Ewy (z jabłkiem w dłoni), Matki Bożej w ładnych szatach i obowiązkowo z różańcem w dłoniach itd. itp. - to nie ja. Moje "objawienie" Prostoty Boga, z Kodnia, z pierwszego spotkania ekumenicznego Andrzeja Madej sprzed 27 lat nie miało żadnej części wizerunkowej. Mogę powiedzieć językiem teorii sztuki, że moja wiara nie jest figuratywna.
Śmieszno i straszno, że trzeba takie sprawy tłumaczyć w 2012, ale trzeba. Wiem - jestem katechetą. Trzeba, bo w dziedzinie religijnej (niestety chyba trzeba także powiedzieć, że to - niestety - nie znaczy w życiu duchowym) dopuszczamy infantylizm ponad miarę. Stańmy się jako dzieci, ale nie głupiejmy! Chyba nikt z nas po kazaniu (one są w dużym stopniu winne zdziecinnienia nie-ewangelicznego), w którym usłyszał "bądźmy podobni do Jezusa" nie zapuszcza brody i długich włosów i nie wychodzi w zimę z domu w sandałach. To dlaczego zdrowy rozsądek zawodzi w sprawie nieba, aniołów, "pierwszych rodziców", objawień maryjnych??? Czy muszę pisać dalej?
Chyba nie muszę. Bo mogę komuś podmienić wyobraźnię jego rodziców, księdza, książeczek z dzieciństwa... na swoją. NIKOMU NIE TRZEBA PODMIENIAĆ ANI KSZTAŁTOWAĆ NA SWÓJ SPOSÓB MYŚLENIA.
Mam nadzieję, że tym postem odpowiedziałem własnym dzieciom i całemu światu (a nawet wszechświatom równoległym), że w perspektywie karier państwowych i samorządowych, nasze życie jest nudną rutyną. Ale nie w perspektywie wieczności! Powinienem zaśpiewać hymn dziękczynienia, że Opatrzność nie dała mi/nam zasobów materialnych i miejsca w ziemskiej hierarchii bym je przestawiał na makietach pól walki o stanowiska, wygląd rezydencji, plany krajowych i zagranicznych wycieczek, zakupu nowych gadżetów i wyposażenia siebie i dzieci w jakieś zachcianki. Po ludzku Opatrzność nas ogołociła - ale w zamian w polu widzenia przebłyskuje wtedy wieczność, jak stopa w dziurawej skarpecie. Życia wewnętrznego nikt zabrać nie może, za to szkodzi mu nadmiar posiadania i własnych planów.
Reagując - jak potrafię - na 22 posty życzeniowe, tworzę (współtworzę) wiele mini-dialogów. One mnie wzbogacają. Dwadzieścia osób spotykam, wiele osobowości, wiele sposobów myślenia, wiele ukończonych uniwersytetów! Ileż to mówi o nas, o naszym świecie i o cudzie istnienia - w którego służbie jest Duch Święty i ludzkie technologie. Dlaczego nie śpiewamy wszyscy hymnu dziękczynienia!? Trzeba nam wszystkim większej otwartości na Ducha Świętego, na siebie samych i na nowe technologie. Szukając słowa odpowiedzi dla każdego, kto słowo do mnie napisał, rozszerzam swoją osobę i istnienie (w świecie). Odsłaniają się stare, rodzą nowe więzi. Cóż to jest dwadzieścia lat i tysiące kilometrów wobec imienia, narodzin i śmierci człowieka i wieczności? Na mapie życzeń jest Polska bliska i daleka, Włochy, Filipiny, USA, Bangladesz i może jeszcze jakiś kontynent i kraj misyjny? Nieoczekiwanie doszła Brazylia.
Żyjąc w świecie postrzeganym jako ziemia pielgrzymowania i misji, nie muszę ruszać się z domu by żyć CUDEM (SAKRAMENTEM) ISTNIENIA!
Jak ja lubię tę chwilę dnia, około 11.00, kiedy robię sobie espresso, po swojemu. Zepsułem uszczelkę, stopiłem prawie, stawiając naczynie z proszkiem kawowym, ale bez wody (Alzheimer mnie nadgryza?), ale jakoś robię je nadal. Dzisiaj się zastanawiam, dlaczego tak lubię tę chwilę? Czy to sprawa jedynie kubków smakowych? Czy całość celebracji? Kocham te procedury. Nastawianie urządzenia, nagrzewanie grubej filiżanki, nalewanie czarnego wywaru, zasiadanie w fotelu itd. Ale w podtekście tej kultury jest fakt wywiązania się z większej części zaplanowanego pisania na dany dzień. To znaczy z uchwycenia głównego sensu, bo siedzieć przy klawiaturze mogę jeszcze długo. Kolejne godziny są już raczej szlifowaniem, korektą, redagowaniem. W myśl dobrej reguły, w którą mocno wierzę na podstawie doświadczenia, że jeśli do godz. 10.00 nie uda się zrobić połowy tego, czego oczekujemy po całym dniu pracy - to żegnajcie marzenia. Pozostają mrzonki. Marzenia trzeba poprzeć pracą sumienną, dobrze rozplanowaną.
A może z tą kawą około południa jest jak ze szczegółem dobrze przemyślanym i ze zrozumianym sensem całości? Szczegóły procedury kawowej zanurzone i powiązane są z całością mojego życia i (mojej) filozofii i (mojej) teologii! Szczegół dostrzeżony w świetle zrozumianej całości jest świętem niebywałym. Kontemplować można tylko Całość w dialogu niemym z nim/nią? Kon-templować niefiguratywnie
PS.
Dzisiaj padał tylko śnieg i było Słońce - więc dlaczego nas aż tak zalało? Wczoraj skończyłem 59 lata licząc od dnia narodzin. Dzisiaj mija 30 lat licząc od dnia śmierci Ojca. Jutro jest Prima Aprilis czyli imieniny Grażyny. Jak my to przeżyjemy! Stabat Mater, Pergolesi w Niedzielę Palmową 2012 w kościele w Strachówce WNMP. Przyszła kryska na Matyska, więc i na nas kolei :-)