sobota, 31 marca 2012

Wiara nie-figuratywna

Co, kto - każdy widzi i wie? Co innego minister, co innego poeta, co innego radna (samorządowiec), co innego ja. Z życia wzięte przykłady: A) Widzę i opisuję - bo tęsknię. B) Nikt nie przeżył, bo spadł samolot. C) RzN nie ma w niczym racji (bytu), bo przeszkadza komuś w planach osobistej kariery i władzy.

A ja patrzę i opisuję eschatologicznie, jak mój samolot zbliża się we mgle do ziemi. Ostatnio parę razy miałem już prześwit, że wszystko napisałem. Ale skoro obudził mnie kolejny dzień, to oczywiście wiem, że wiem niewiele i nigdy nie zabraknie treści do przekazania, barw i odcieni do opisania. Eschatologia nie jest z zakresu polityka, samorządowca, ani nawet poety. Ona jest z zakresu nieskończoności. Tylko wiara i rozum mogą tam szybować i kontemplować widoki prawdy.

Nie zgodzę się więc z synem, że takie życie, jakie mam, to straszna rutyna i jest nudne -co dodałyby młodsze dzieci. REALIZM NIGDY NIE JEST NUDNY. Wejdźcie w niego (Niego), a zobaczycie. Nie ma w tym panteizmu, który jest metafizyką, ale sposób bytowania osoby, której istnienie jest nierozłączne z poznawaniem. Takim realizmem żyje każdy wierzący i może powołać się na karty objawienia (tego, co świeci), "w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy". Nie da się inaczej. Kto uwierzył i przyjął - złączył się na wieki z prawdą. Nie z wyobrażeniem! - co - myślę - jest jedną z głównych pułapek religijności tradycyjnej (mało osobowej, mało rozumnej).

Wyobrażenia nieba nad głową, aniołów ze skrzydłami, Adama i Ewy (z jabłkiem w dłoni), Matki Bożej w ładnych szatach i obowiązkowo z różańcem w dłoniach itd. itp. - to nie ja. Moje "objawienie" Prostoty Boga, z Kodnia, z pierwszego spotkania ekumenicznego Andrzeja Madej sprzed 27 lat nie miało żadnej części wizerunkowej. Mogę powiedzieć językiem teorii sztuki, że moja wiara nie jest figuratywna.

Śmieszno i straszno, że trzeba takie sprawy tłumaczyć w 2012, ale trzeba. Wiem - jestem katechetą. Trzeba, bo w dziedzinie religijnej (niestety chyba trzeba także powiedzieć, że to - niestety - nie znaczy w życiu duchowym) dopuszczamy infantylizm ponad miarę. Stańmy się jako dzieci, ale nie głupiejmy! Chyba nikt z nas po kazaniu (one są w dużym stopniu winne zdziecinnienia nie-ewangelicznego), w którym usłyszał "bądźmy podobni do Jezusa" nie zapuszcza brody i długich włosów i nie wychodzi w zimę z domu w sandałach. To dlaczego zdrowy rozsądek zawodzi w sprawie nieba, aniołów, "pierwszych rodziców", objawień maryjnych??? Czy muszę pisać dalej?

Chyba nie muszę. Bo mogę komuś podmienić wyobraźnię jego rodziców, księdza, książeczek z dzieciństwa... na swoją. NIKOMU NIE TRZEBA PODMIENIAĆ ANI KSZTAŁTOWAĆ NA SWÓJ SPOSÓB MYŚLENIA.

Mam nadzieję, że tym postem odpowiedziałem własnym dzieciom i całemu światu (a nawet wszechświatom równoległym), że w perspektywie karier państwowych i samorządowych, nasze życie jest nudną rutyną. Ale nie w perspektywie wieczności! Powinienem zaśpiewać hymn dziękczynienia, że Opatrzność nie dała mi/nam zasobów materialnych i miejsca w ziemskiej hierarchii bym je przestawiał na makietach pól walki o stanowiska, wygląd rezydencji, plany krajowych i zagranicznych wycieczek, zakupu nowych gadżetów i wyposażenia siebie i dzieci w jakieś zachcianki. Po ludzku Opatrzność nas ogołociła - ale w zamian w polu widzenia przebłyskuje wtedy wieczność, jak stopa w dziurawej skarpecie. Życia wewnętrznego nikt zabrać nie może, za to szkodzi mu nadmiar posiadania i własnych planów.

Facebook mnie dzisiaj zdziwił jeszcze bardziej. Prowadzę od trzech godzin korespondencję z jego pomocą z pół-światem, odpowiadając grzecznie na życzenia. W myśl zasady,którą staram się kierować: powiedział ci ktoś "dzień dobry", "hello", a może ręką pomachał? - ODPOWIEDZ W JAKIŚ SPOSÓB LUB TYM SAMYM. Wyraź ludzkie uczucia. Bycie człowiekiem to nie tylko dwunożność. To wiara, rozum, uczucia... Jesteśmy zdolni (dano nam możliwość) do postawy intelektualnej miłości człowieka, świata i Boga (jeśli ktoś jest wierzący). Dzisiaj metodyka nauczania języków obcych mówi raczej o reagowaniu językowym, niż o konwersacji z zachowaniem wszystkich rygorów gramatycznych itd. Bądź przede wszystkim człowiekiem, nie skrupulantem od reguł i norm konwencji językowych lub obyczajowych. Zauważ, że mamy XXI wiek, a Dulska żyła dawno, dawno temu. Lęk (o) przed zachowaniem jota-do-joty konwencji paraliżuje i oddala człowieka od człowieka. Wychowanie w konwencji(!) reagowania wypływa z doświadczenia i nauki o wolności osobowej, a te znalazły najpierw czołowe miejsce w dokumentach Soboru Watykańskiego II (znając dobrze nowożytne prądy myślowe ludzkiej kultury).

Reagując - jak potrafię - na 22 posty życzeniowe, tworzę (współtworzę) wiele mini-dialogów. One mnie wzbogacają. Dwadzieścia osób spotykam, wiele osobowości, wiele sposobów myślenia, wiele ukończonych uniwersytetów! Ileż to mówi o nas, o naszym świecie i o cudzie istnienia - w którego służbie jest Duch Święty i ludzkie technologie. Dlaczego nie śpiewamy wszyscy hymnu dziękczynienia!? Trzeba nam wszystkim większej otwartości na Ducha Świętego, na siebie samych i na nowe technologie. Szukając słowa odpowiedzi dla każdego, kto słowo do mnie napisał, rozszerzam swoją osobę i istnienie (w świecie). Odsłaniają się stare, rodzą nowe więzi. Cóż to jest dwadzieścia lat i tysiące kilometrów wobec imienia, narodzin i śmierci człowieka i wieczności? Na mapie życzeń jest Polska bliska i daleka, Włochy, Filipiny, USA, Bangladesz i może jeszcze jakiś kontynent i kraj misyjny? Nieoczekiwanie doszła Brazylia.

Żyjąc w świecie postrzeganym jako ziemia pielgrzymowania i misji, nie muszę ruszać się z domu by żyć CUDEM (SAKRAMENTEM) ISTNIENIA!

Jak ja lubię tę chwilę dnia, około 11.00, kiedy robię sobie espresso, po swojemu. Zepsułem uszczelkę, stopiłem prawie, stawiając naczynie z proszkiem kawowym, ale bez wody (Alzheimer mnie nadgryza?), ale jakoś robię je nadal. Dzisiaj się zastanawiam, dlaczego tak lubię tę chwilę? Czy to sprawa jedynie kubków smakowych? Czy całość celebracji? Kocham te procedury. Nastawianie urządzenia, nagrzewanie grubej filiżanki, nalewanie czarnego wywaru, zasiadanie w fotelu itd. Ale w podtekście tej kultury jest fakt wywiązania się z większej części zaplanowanego pisania na dany dzień. To znaczy z uchwycenia głównego sensu, bo siedzieć przy klawiaturze mogę jeszcze długo. Kolejne godziny są już raczej szlifowaniem, korektą, redagowaniem. W myśl dobrej reguły, w którą mocno wierzę na podstawie doświadczenia, że jeśli do godz. 10.00 nie uda się zrobić połowy tego, czego oczekujemy po całym dniu pracy - to żegnajcie marzenia. Pozostają mrzonki. Marzenia trzeba poprzeć pracą sumienną, dobrze rozplanowaną.

A może z tą kawą około południa jest jak ze szczegółem dobrze przemyślanym i ze zrozumianym sensem całości? Szczegóły procedury kawowej zanurzone i powiązane są z całością mojego życia i (mojej) filozofii i (mojej) teologii! Szczegół dostrzeżony w świetle zrozumianej całości jest świętem niebywałym. Kontemplować można tylko Całość w dialogu niemym z nim/nią? Kon-templować niefiguratywnie

PS.
Dzisiaj padał tylko śnieg i było Słońce - więc dlaczego nas aż tak zalało? Wczoraj skończyłem 59 lata licząc od dnia narodzin. Dzisiaj mija 30 lat licząc od dnia śmierci Ojca. Jutro jest Prima Aprilis czyli imieniny Grażyny. Jak my to przeżyjemy! Stabat Mater, Pergolesi w Niedzielę Palmową 2012 w kościele w Strachówce WNMP. Przyszła kryska na Matyska, więc i na nas kolei :-)

piątek, 30 marca 2012

Przebudzenie

Z wolna otwieram oczy. Na zewnątrz ten sam świat. We mnie - ten sam świat wewnętrzny. Spotykają się. Naraz są - tylko we mnie. Jestem spotkaniem tych dwóch światów. Jestem tylko ich tożsamości świadkiem, czy samą (ich) toż-samościa. Ja, czyli - kto, co? Podmiot poznający? Różni fenomenologowie, fizjologowie mózgu, kognitywiści różnie odpowiedzą. Brak nam jednej odpowiedzi. Może nigdy jej nie będziemy znali? Może jest tak, jak w przypowieści o (po) śmierci bogacza, który chciał wrócić i ostrzec braci, ale nic z tego. Nie ma przejścia i jedno drugim się nie wytłumaczy. Dwa światy. Na szczęście mamy wiarę i rozum!

Podoba mi się ciągle propozycja Romana Ingardena - "po śnie bez rojeń sennych budzę się nie tylko jako ten sam człowiek, którym byłem przed zaśnięciem, lecz także jako ktoś, kto istniał podczas snu i nieprzytomności. Słowem, jako człowiek jestem w stosunku do mych przeżyć transcendentny. I to właśnie, co wobec nich jest transcendentne, stanowi mój rzeczywisty, "prawdziwy" byt."

Czymże jestem ja, nie ów kawał mięsa i kości, lecz ja z krwi i kości mych wyrastający, człowiek działający? Raz powstały (…) jestem siłą, która sama siebie mnoży, sama siebie buduje i sama siebie przerasta. (…) Jestem siłą, która raz w świat sobie obcy rzucona, świat ten sobie przyswaja, i ponad to, co zastaje, nowe – dla swego życia niezbędne – dzieła wytwarza. (…) Jestem siłą, która się ostaje w przeciwnościach losu, gdy czuje i wie, że swobodnym swym czynem z niebytu wywoła to, co po niej zostanie, gdy sama się już w walce spali. (…) Trwać i być wolna może tylko wtedy, jeżeli siebie samą dobrowolnie odda na wytwarzanie dobra, piękna i prawdy”(...)."

Boże, jak ja się nim kiedyś zachwyciłem! Kim? Człowiekiem-osobą i Ingardenem. Oczywiście wcześniej - Tomaszem Mannem. A jeszcze wcześniej? Życiem w rodzinie katolickiej, mało opresyjnej, za to dającej uczestnictwo w wielkich tajemnicach świata i człowieka. Jestem przekonany, że gdyby nie umarł mi promotor (ks. prof. K.Kłósak), to zostałbym w tematach: istoty człowieka, duszy, ducha, transcendencji, immanencji, natury i kultury na całe życie.

"Człowiek istnieje i żyje na granicy dwu istot różnych, z których tylko jedna zdaje się stanowić jego człowieczeństwo, a druga - niestety jakby więcej realna niż pierwsza - pochodzi z jego zwierzęcości i warunkuje tamtą. Człowiek znajduje się na granicach dwu dziedzin bytu: Przyrody i specyficznie ludzkiego świata, i nie może bez niego istnieć, lecz świat ten nie wystarcza dla jego istnienia i nie jest zdolny mu go zapewnić. Człowiek jest przeto zmuszony do życia na podłożu przyrody i w jej obrębie, lecz dzięki swej szczególnej istocie musi przekraczać jej granice, ale nigdy nie może w pełni zaspokoić swej wewnętrznej potrzeby bycia człowiekiem."

Szukałem z pomocą wychowania w rodzinie katolickiej, własnych lektur, studiów, dróg, dróżek, wyborów i przypadków "najgłębszego wnętrza mego "ja", jakim się ono stało w przeszłości i do dziś, do chwili czynu, się utrzymuje. Dokonać ich można tylko o tyle, o ile ja, który stałem się niegdyś takim, nim do dziś pozostaję. Z tej w przeszłości zrodzonej i nagromadzonej siły, z wiar, które żywiłem, ukochań, którymi żyłem, z pragnień, które starałem się urzeczywistnić, rodzi się moc, która musi być we mnie żywa, jeżeli ma mi się udać dokonać czynu. W mej najgłębszej istocie, która mi się zresztą zwykle nie pojawia, a w tym czynie się wyładowuje, muszę pozostać takim, jakim się stałem w przeszłości, a czas, mimo wszelkich zmian, jakie we mnie wywołuje, nie może mi nic zrobić, jest wobec mej najgłębszej istoty bezsilny, spływa po mnie jak woda. Są takie czyny moje, których rzeczywistość świadczy o rzeczywistości mego trwałego "ja"."

Czyż nie czyta się powyższych tekstów jak cudownej poezji? Chciałoby się zapytać - "a skąd on tak dobrze zna mnie samego?" Czyż nie opisuje każdego z nas? W każdym dniu i czynie? Jak mogłem się nim nie zachwycić? Zachwycił się pewnie także Karol Wojtyła, który bez wahania podjął się zadania katolickiego pochówku WIELKIEGO PROFESORA, który kościołowi za wiele sobą za życia nie zawracał głowy. Zapamiętałem krótką opowieść ks. profesora Kłósaka, jak to było. Przyszedł syn profesora do kancelarii metropolity krakowskiego i powiedział - "mój ojciec umarł". A kardynał na to - "to ja go pochowam". Są inne świadectwa pewnej zażyłości późniejszego papieża i wielkiego filozofa (wf). "Kiedy ukazał się list pasterski biskupów holenderskich w obronie prześladowanych Żydów, gestapo poszło do klasztoru i zażądało wydania Żydów" - mówił profesor Roman Ingarden w odczycie wygłoszonym na prośbę kardynała Wojtyły w 25-lecie śmierci siostry Teresy Benedykty.(D.Gierulanka). JPII zrobił ją później współ-patronką naszej wspólnej i jednej Europy.
Pamiętam także, że profesor Kłósak parę razy cytował holenderskiego filozofa, który mówił, że R.Ingarden był jednym z największych filozofów XX wieku". Zapewne był jedynym polskim filozofem, który mógł na wykładzie powiedzieć na przykład: - Arystoteles twierdził tak a tak, ale ja się z nim nie zgadzam. (tamże)

Kłósak był wychowawcą Wojtyły w tajnym seminarium księcia kardynała Adama Sapiehy. Łańcuszek, a raczej łańcuch naszej wiedzy i samoświadmości jest długi. Historia filozofa Tischnera jakoś zaczyna się od seminarium Ingardena, na którym "młody ksiądz miał okazję zanurzyć się w fenomenologię pod kierunkiem jednego z ważniejszych uczniów Husserla. Pisząc doktorat odważnie podejmuje centralne i bardzo drażliwe zagadnienie "ja transcendentalnego". Tischner próbuje ją udoskonalić z pomocą oryginalnej syntezy myślenia Husserla i Ingardena... [po latach] pracuje nad rozprawą habilitacyjną pt.„ Fenomenologia świadomości egotycznej”, która jest próbą zbadania sfery samoświadomości" (tutaj)

Edmund Husserl, Edyta Stein, Roman Ingarden, Kazimierz Kłósak, Karol Wojtyła, Józef Tischner... itd.itd.itd. Bogu niech będą dzięki! Jest możliwa miłość intelektualna człowieka, świata i Boga (dla osób wierzących). Zachwycałaby się Romanem Ingardenem na pewno większa liczba rodaków, gdyby nie komunizm za PRL. Podobnie jest z Januszem Korczakiem. I z kim jeszcze? Zachwyt przełożyłby się na pracę (kształt polskiej pracy i szkoły i kościoła i...) i prowadziłby lepiej do Zmartwychwstania. Nikt nie żyje dla siebie i nie umiera dla siebie. Spodobało się Bogu zbawić nas we wspólnocie OSÓB WOLNYCH, OBDARZONYCH WIELKĄ GODNOŚCIĄ I ZDOLNYCH BRAĆ PEŁNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA SWOJE DECYZJE I CZYNY.

Historia, choć rozbiła niedawne "imperia zła" nie wystawiła im intelektualnego rachunku minionym czasom, więc zło gdzieś się skryło i czyha. Ludzie odpowiedzialni za kształt życia wspólnego w Polsce nie wykonali odpowiedniej pracy, by nazwać adekwatnie i stworzyć warunki do przezwyciężenia zła PRL i światowego komunizmu. W oświacie (szkolnictwie) jedziemy dalej, jakby była realizowana jakaś ciągłość, a zmianę podkreśla głównie reforma gimnazjalna (w wielkim skrócie). A WIZJA CZŁOWIEKA, która musi być u podstaw pracy KAŻDEGO pedagoga? Działamy jak w szwajcarskim serze, co jakiś czas ktoś wpada w dziurę. A jak powstaje (tworzy się) sens naszej pracy? Na jakiej choince upinamy ozdoby? To są pytania i dyskusje, które się prawie nie pojawiają w naszej zapracowanej prakseologii. Mam czasem wrażenie, że zgromadziliśmy już wiele pięknych ozdób, lecz nikt jeszcze nie poszedł po choinkę. Miałem szczęście uczestniczyć w konferencji w Sejmie w 1993/4(?), w Sali Kolumnowej na temat oświaty i szkolnictwa. Jako wójt postawiłem na szkołę, spotkanie i wspólnotę - to prawie jedno. Konferencję rozpoczął wykład ks. prof. J.Tischnera o osobowym i  materialistyczno-marksistowskim wychowaniu i przezwyciężaniu dziedzictwa nie-osobowej, kolektywistycznej pedagogiki PRL. W dyskusji mogłem - na bazie życia własnej gminy, rozumianej jako prawdziwa wspólnota lokalna i tzw. gminnych spotkań oświatowych - podzielić się z przedstawicielami samorządów z całej Polski i politykami zainteresowanymi oświatą, światłem nadziei na taką oświatę i szkołę w gminie Strachówka. Światło zgasło w 1994 roku, a dzisiejszych władz samorządowych też to nie interesuje, choć wśród radnych jest nauczycielka. Któraś kolejna kadencja znów będzie odkrywać Amerykę, ale straconego czasu nikt nie przywróci. Za stracony czas płacimy wszyscy, zwłaszcza młode pokolenie.

Wysłałem list do Kancelarii Sejmu z prośbą o namiary na wykład J. Tischnera, a może i stenogram spotkania. Sam jestem ciekawy jak to dokładnie było, co powiedział przedwcześnie zmarły profesor i czym się podzielił ze zgromadzonymi wójt I Kadencji Samorządu w Polsce i w Strachówce.
A miało dzisiaj być o wielkim przeżyciu w związku z katechezą komunijną w Zespole Szkół Rzeczpospolitej Norwidowskiej i jej światowymi implikacjami. W pewnym jednak wieku (o czym mi Facebook przypomina) człowiek jest prowadzony jak za rękę. Tu. Tam. Skojarzeniami, łańcuchem powiązanych faktów, czyli Ewangelią Życia. "Gdy byłeś młody, chodziłeś dokąd chciałeś, gdy będziesz stary, kto inny cię opasze. I poprowadzi dokąd ty nie chcesz” - choć to nie ten przypadek, bo ja z radością dałem się dzisiaj prowadzić.

 PS.1
Edyta Stein - "Jestem zadowolona ze wszystkiego. "Scientia Crucis" (Wiedzę Krzyża) można posiąść jedynie wtedy, gdy czuje się ciężar krzyża w całym jego ogromie. Jestem tego pewna od pierwszej chwili i powiedziałam sobie w sercu: 'Ave crux, spes unica' (Witaj Krzyżu, jedyna nadziejo)".

 PS.2
 Dziękuję za modlitwę za mnie i za moją rodzinę i za życzenia na Facebooku (w wielkiej fejsbukowej wspólnocie-rodzinie). Ich liczba i geografia mnie zaskoczyła. Były i takie "życzę miłego dnia oraz z okazji Twych urodzin codziennego dialogu z żoną, kontaktu z dziećmi i świętości!" - i to nie od księdza emeryta, ale młodego człowieka w szczęśliwej i ze szczęśliwej rodziny. "Idzie nowych ludzi plemię!" (Prymas Tysiąclecia, wydanie II)  

PS.3
zdj.1 - ks. prof. K.Kłósak
zdj.2 - prof. R.Ingarden (autor, St.Witkacy, 1937)
zdj.3 - Sala Kolumnowa Sejmu RP
zdj.4 - tłumaczy się samo (wiadomo, Wrocław)

czwartek, 29 marca 2012

Marzenia i objawienia

Cieszę się:
- nowe źdźbła trawy przebijają przez po-zimową zgniliznę i zielenią się na moich oczach
- refleksy poprzedniego dnia rozbłyskują w niedobudzonym umyśle, czekając na opisanie

Życie i dobro zwyciężają – od kiedy pojawiły się na planecie. Świadkiem jest Mały Książę i każdy człowiek wierzący w Jezusa Chrystusa z Nazaretu, alfę i omegę zbawienia od złego. Wierzysz w to? Ja to wiem, wierzyć muszę w tysiąc innych rzeczy. Bez wiary rozum traci paliwo i rozpęd.

Wczoraj zacząłem dzień tak, jak poniżej, ale zapomniałem, bo z posiedzeniem rady pedagogicznej dzień był zbyt długi, żebym uporał się nawet z własnym postem.
Było:
" - Cieszę się, widząc zeszyty ustawione w piramidę na stole. Uczniowie na nie czekają. Mam im co zanieść!
Z takich małych radości składać może się życie. Wielka rzeczywistość za nimi stoi. Wielka filozofia i teologia. Wielka PRAWDA, która nie zna większej. Dlatego wczoraj dopisałem rzutem na taśmę, post scriptum trzecie. Nie, żeby jakoś nadzwyczajnie pasowało do posta, bałem się utracić promień wielkiego światła. Łaski?
„Kiedy pomyślę nad hipotetyczną sytuacją, że mógłbym zejść nie marnując na siebie zbędnych pieniędzy, to już mam powód do zadowolenia nawet w obliczu rozwiązań ostatecznych. Myślę, że to jest mechanizm prosty i uniwersalny "tworzenia sobie lekkich rekreacji lecz ciężkiej wiary", ale wolę mówić tylko w pierwszej osobie, bo nuż znowuż się komuś narażę, ludziska (tutaj) są tacy obrażalscy :-)(post wczorajszy, PS.3)"

Mechanizm, w jaki do nas – zewsząd i w każdej chwili (czasem i przestrzenią rządzi Dobro!?) - dochodzą małe radości, jest naszą naturą, do której, niestety, nie ustawiają się kolejki, by ją od-poznać. Może nadejdzie jeszcze czas większego poznania? Nowa era – małych radości z wielką filozofią (Szkoły i Partie Dziękczynienia?)! Póki co, każdy z nas ma najprostszy dostęp do "Veritas-Via-Vitae" – w Kościele. Trzy fał - Boh ljubit trojcu, wiedzą o tym Rosjanie. Słowianie... "Gdy ducha z mózgu nie wywikłasz tkanin, / Wtedy cię czekam – ja, głupi Słowianin – Zachodzie – ty! (CKN).”
Myślicie, że żałuję, że nie doczekam Nowej Ery Dziękczynienia? Ależ skąd. Po co mi to. Mam już dzisiaj dostęp do źródeł dziękczynienia, bez wiz, paszportu, bez granic. Po co tęsknić za czymś przyszłym, gdy masz to już dzisiaj! Teraźniejszość jest cząstką Wieczności. Wieczność smaku nie zmienia.

Tak było wczoraj – akapity wtrącone – a teraz spełniam obietnicę, którą najpierw dałem uczniom klasy piątej, potem w poście wszystkim czytelnikom, o kościele w Marysinie:

„Ja Jan Kapaon mam obecnie lat 11. Jak będę dużym będę księdzem wojskowym. Będę mieszkał w Annopolu. Kościół będzie w lesie wujka Andziusia. Miejsce będzie wprost Marysina. Będę miał dwa konie i łądną bryczkę. Będę na wzór księdza Ignacego Skorupki. Będę w domu wujka Andziusia i cioci Mani. Gdy będę dużym, chcę głośno mówić kazania. Będę uczył dobrze dzieci pacierza i katechizmu. Założę ochronkę i szpital. Na bierzmowaniu chcę mieć imię Ignacy” (2.8.1923)

Taki wpis dokonany jest w starym annopolskim kajecie zatytułowanym „Księga kościelna” (23.8.1921). Kronikarzem miejsca i zdarzeń była siostra babci (oraz Jadwigi, Zofii, Kazimierza, Stanisława i Aleksandra Jackowskich) matka chrzestna mojego ojca. W tamtym czasie mieli szczery zamiar ufundować kościół (kaplicę) pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej. Wyznaczyli miejsce, mieli las, więc budulca bardzo dużo, zbierali pieniądze, zaczęli od rodziny. Zachował się rejestr pierwszych wpłat, w markach RP. W związku z niestabilną sytuacją skarbu w okresie wojny polsko-bolszewickiej i bezpośrednio po niej marka polska podlegała inflacji i wkrótce wszystko stracili. Pomysł budowy upadł, ale jeszcze po kilkudziesięciu latach śp. ojciec prowadził nas często w to miejsce. Ja prowadzam i pokazuję (przekazuję) następnym pokoleniom. Miejsce objawienia? Jakiegoś? - na pewno.

O dziwo, cofnąłem się o dziewięćdziesiąt lat pod wpływem wczorajszej katechezy szkolnej. Ponad-czasowa prawda dziecięcych objawień i marzeń dotarła do mnie dopiero wraz z ostatnią projekcją „13-stego Dnia”. Dopiero wtedy, tłumacząc uczniom i komentując na gorąco pewne sceny z filmu, bogatszy o przeżycia z wcześniejszych lekcji, powiedziałem tak - „nie dziwcie się rodzicom Hiacynty, Franciszka i Łucji, że byli źli na to, co się działo. Tłumy deptały ich łąki i niszczyły zbiory. Dzisiaj pewnie patrząc z nieba się cieszą. Na ich polu wyrosła bazylika, tysiące pielgrzymów przychodzą każdego dnia z całego świata”. I wtedy stanął mi w oczach niewybudowany kościół w Marysinie. Zobaczyłem inną historię z udziałem dzieci, prawie z tej samej epoki (1917-1921/23).

W trakcie katechezy zrobiłem notatkę - „rozwinąć wątek objawień i tajemnic wiary w świetle Fatimy”. To światło wydobyło także epizod annopolskich dziejów. Siedzę i myślę. Siedzę i widzę. Siedzę i dumam i się modlę. Przed oczami mam dęby pamięci w ogrodzie(!!!).

Dzieci z Fatimy przeżyły coś niezwykłego. Pewnie jest to przeanalizowane w odpowiednich podręcznikach teologii i psychologii. Kościół potwierdził ich wiarygodność swoją powagą. Papieże przybywają tam z dziękczynieniem. Co? Jak? Dlaczego? I tak dalej - trzeba pytać bez końca.
Od czasu I Komunii Świętej naszego najstarszego Jaśka (1998) używamy wydarzeń w Fatimie i ich małych bohaterów do pomocy w inicjacji dzieci w świat tajemnic objawionych. Nie można znaleźć lepszych patronów, niż rówieśnicy, dziś błogosławieni i dani za przykład całemu kościołowi (i światu). Największe tajemnice są w sam raz na ich wiek. Czego się Jaś nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał.

Krążą więc teraz po klasie drugiej szkoły RzN książeczki z Franciszkiem. Krąży i nasze doświadczenie rodzicielskie i starsze, z 1923 roku, ponadpokoleniowe.
Trudno w starych zapiskach annopolskich nie dostrzec korzeni naszej współczesności. To my mieszkamy w domu wujka Andziusia i cioci Mani. To ja (kiedyś i Grażyna) uczę dzieci religii, z pomocą katechizmu, choć bardziej już osobowo, po-soborowo. Kościół żyje! Nie jest skarbczykiem formułek. Jest osobą Jezusa Chrystusa z Nazaretu żyjącą w naszych osobach. Razem przemieniamy świat wokół siebie.
Jest i piękny kościół wprost Marysina – w Trawach. Trochę dalej niż zaplanowali, innym sposobem zbudowany, przez innych ludzi, ale z małym wkładem naszych starych dębów, które rosły przy bramie i na rowie. Ojciec, jak powiedział, tak zrobił, wziął na bierzmowaniu Ignacy. Ciekawa jest też wizja kościoła i kapłaństwa jaką mieli nasi przodkowie w II RP – to nie tylko kaznodziejstwo i katecheza, ale także nieodłączna działalność na rzecz biednych, chorych, opuszczonych - „założę ochronkę i szpital”!

Psychologia rozwojowa dzieci w wieku 11/12 lat musi brać pod uwagę świat ideałów, marzeń i prawd do wierzenia podanych. Otóż w innym „marzeniu” z tego samego lata w Annopolu, stryja Aleksandra ("lat 12 i pół") pojawiają się wątki, które jota w jota zrealizował w życiu dorosłym - „... będę inżynierem wojskowym, typ wujka Kazia [ppłk. Ofiary Katynia]... będę miał troje dzieci... najstarszy, Aleksander, inżynier wojskowy... trzeci syn będzie księdzem.”
Stryj inżynierem był. Po wujku Kaziu (założycielu) kierował Muzeum Techniki w Warszawie. Najstarszy syn, Aleksander jest inżynierem lotnictwa, najmłodszy Andrzej - proboszczem w Głownie.

Podobieństwa i różnice? Między Janem i Aleksandrem? Czy między Janem, Aleksandrem, Jadwigą, Marią itd. a Hiacyntą, Franciszkiem i Łucją? Jan nie mówił nic o żonie i dzieciach, wskazywał fascynacje księdzem Ignacym Skorupką. Aleksander widział w marzeniach nawet kolor włosów przyszłej żony, wzorował się bardziej na wujka - wojskowego inżyniera. Ich marzenia trwają (żyją) nawet w przyszłym pokoleniu. Co zasiejemy – zbieramy. Choć bywa regułą wyższą, że „jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli". Spodobało się Bogu zbawić nas we wspólnocie.
Niech nikt nie narzeka, że został zapomniany przez Stwórcę, gdy rozdawał talenty. Trzeba jeno patrzeć w trochę (dużo) większej perspektywie – z pokolenia na pokolenie sieje swoje dary. A Słońce wschodzi nad dobrymi i złymi.

PS.1
Nikt nie pyta, jak to drzewiej u nas bywało? Nikt nie chce poznać historii IIRP wśród nas, ani ostatnich lat trzydziestu paru? Dziwne, oj! dziwne. Czyżby reminiscencje czworacze nas dusiły jak zmora? Czy nie przyjęliście/my zbawienia od złego? Czyż wszystkim, którzy Go przyjęli nie obiecał równości i służebności wiekuistej? Czy nie wiecie, że jesteście/my świątynią Ducha Świętego? Katecheta to wie i dlatego tak uczy. (Styl pochodzi od autora)

PS.2
Tożsamość prezbitera (księdza) - „Nad tożsamością kapłana trzeba rozmyślać w świetle zbawczej woli Boga. Tożsamość ta bowiem jest owocem sakramentalnego działania Ducha Świętego oraz uczestnictwem w zbawczym działaniu Chrystusa, przyczyniającym się do przedłużania Jego dzieła w Kościele, w ciągu jego dziejowego rozwoju. Chodzi tu o tożsamość trójwymiarową: pneumatologiczną, chrystologiczną i eklezjologiczną. Nie wolno tracić z oczu tej pierwotnej teologicznej architektury posługiwania kapłana, który zostaje powołany, aby był sługą zbawienia. Tylko na tej podstawie możemy właściwie ukazać znaczenie konkretnej posługi duszpasterskiej w parafii. Prezbiter jest sługą Chrystusa po to, aby dzięki Niemu, przez Niego i z Nim być sługą ludzi. Jego jestestwo ontologicznie upodobnione do Chrystusa stanowi podstawę wynikającej ze święceń służby dla dobra wspólnoty. Całkowita przynależność do Chrystusa spotęgowana i uwydatniona poprzez święty celibat, sprawia, iż kapłan jest na usługach wszystkich. Przedziwny dar celibatu czerpie bowiem światło i motywację z upodobnienia do oblubieńczego daru, jaki Syn Boży ukrzyżowany i zmartwychwstały składa z siebie ludzkości odkupionej i odnowionej.
Istnienie i działanie kapłana – jego konsekrowana osoba i jego posługiwanie – to rzeczywistości teologicznie nierozłączne i mające na celu pełnienie misji Kościoła: wieczne zbawienie wszystkich ludzi. W misterium Kościoła, który został objawiony jako Mistyczne Ciało Chrystusa oraz jako Lud Boży pielgrzymujący poprzez dzieje, zbudowany jako powszechny sakrament zbawienia, odnajdujemy i odkrywamy głęboką rację bytu posługi prezbiterialnej. „Wspólnota kościelna absolutnie potrzebuje kapłańskiej posługi, aby jej zapewniała obecność Chrystusa Głowy i Pasterza” (JPII)

PS.3
Dziwię się i nie dziwię, że tak wielkie sprawy są mi odkrywane pod samym nosem. No bo komu? Świętym, którzy od rana do wieczora unoszą się w powietrzu? U nich nikt by nie zauważył - centymetr wyżej lub niżej, cóż jest za różnica! Co innego u mnie, „siewcy nienawiści”. Grubas oblazły, ktoś dorzuci i słusznie, też się sobie nie podobam. Oczywiście tylko ja sam wiem, jakie grzechy niosę na sumieniu dość otwartym. Więc może dlatego jestem wybrany, by widzieć i pisać o rzeczach, o których inni nie wiedzą lub milczą?
To nie jest tak, że dopiero teraz, gdy większe nałogi raczej mi już nie grożą, żołądek i wątroba i nerki i trzustka stoją na straży obżarstwa i pijaństwa, a szyja mniej obrotna za dziewczynami nie nadąży się okręcać – że dopiero teraz jestem taki czuły na łaski niebieskie drobnych radości. Od zawsze były mi dawane. „Rozmowy w polach, pod koroną nieba”. Prostota Boga została mi objawiona w Kodniu na pierwszym ekumenicznym spotkaniu Andrzeja Madeja, wtedy, dziś ojca Karola Lipińskiego OMI, ale odkąd wyjechał na Syberię, może już kolejnych.
Łask taka kupa, że ho-ho. Parasol trza otwierać, tak sypią się z nieba. I choć język mam wymowny i szeroki jak sumienie, to trudno więcej opowiedzieć, skoro nikt nie pyta. Pytania, komentarze mogą być busolą pomocną i kontrolną. Bez nich, fale mnie niosą po oceanie. Bye, bye.

środa, 28 marca 2012

W największym roz-miarze

Z dziećmi czuję się dobrze. Rozmawiamy o tym, co ważne. Rozumiemy się. Idziemy w dobrą stronę – Fatima, wspólnota, Kongresy Eucharystyczne, może rozwinie się rozmowa z Lucy o jej eucharystiach, są powołani do tego, u nich w diecezji jest eksponowana encyklika Jana Pawła II „Ecclesia de Echarystiia” z Jego odręcznym podpisem. My jesteśmy powołani, by chwalić się eucharystycznymi wątkami w poezji Cypriana Norwida.

Każda parafia jest wspólnotą eucharystyczną, czyli „wspólnotą zdolną do sprawowania Eucharystii, będącej źródłem jej wzrostu i węzłem doskonałej jedności z całym Kościołem.”
Wspólnotą działającą REALNIE na najwyższym poziomie REALIZMU – to moja wersja tej samej prawdy. Na najwyższym poziomie ludzkiego życia i ludzkiej kultury. Pokażcie wyższy IDEAŁ!
Pomocą w zrozumieniu - i jak wierzę - w realizacji tego stylu życia (osobowego i wspólnotowego) jest 2-tysiącletnia historia kościoła powszechnego oraz – w szczególności - szkoła, parafia, a może i diecezja w Lincoln, Ne, USA. Po tym żeśmy się rozpoznali z Lucy, że chcemy się przyznawać wobec świata do kultu eucharystycznego i intensywnego odczytywania znaków czasu (kulturowych, nb. N.Chomsky). Pisałem już o tym. Cytuję siebie.
Z dziećmi czuję się świetnie. Dorośli potrafią zatruć nawet atmosferę przygotowań do I Komunii, tego się tylko boję.

Cieszyłem się od wczoraj na posiedzenie Rady Pedagogicznej. W jego świetle może rozbłysnąć wspólnota ZS RzN. Cieszyłem się, bo każde zgromadzenie ciała pedagogicznego jest szansą, że będziemy mówić o całości i o sensie, a nie tylko o dokumentach, procedurach, instrukcjach.
Chcę nieśmiało zgłosić sprawę I Komunii w życiu wspólnoty szkolnej. Bo szkoła też jest beneficjentem tego wydarzenia – otrzymuje klasę połączoną bardzo ważnym i ważkim wydarzeniem (misterium). Jest przeżyciem i doświadczeniem wspólnoty szkolnej w największym roz-miarze. Z rodziną do któregoś pokolenia.

Dobrze, że I Komunia 2012 jest na stronie www szkoły. Kiedy się rozejrzymy, to nawet w sali obrad mamy katechetę, może księdza (jeśli przyjdzie), dyrektorkę, która przygotowywała przez 9 lat do sakramentalnej komunii klasy i rodziny. Jest wśród nas mama i babcia I komunijnych dzieci. Jest ich wychowawczyni (przysłała zwolnienie) i inni ich nauczyciele. Dotyczy to także klasy 1-szej, bo są w bezpośredniej bliskości i powinni przeżywać emocje z koleżankami i kolegami z 2-giej. Wejdźmy w dialog serdeczny o tej największej tajemnicy w naszym ludzkim życiu. Wychowujemy do Pełni. Dzielmy się swoimi refleksjami,wspomnieniami. Sobą. Lucy już zaczęła. Można jej stawiać pytania. Taki jest dzisiaj świat - otwarty, globalny, personalistyczny, wolny, wspólnotowy?

Oglądamy, przeżywamy (adekwatnie do wieku i możliwości intelektualnych i wrażliwości duchowej) film „13-sty Dzień” o wielkiej tajemnicy objawień w Fatimie.
Dość mam tylko jednego: kabli, kartonów ustawianych w oknach dla zaciemnienia, map przylepianych do ściany, jako ekrany i rozglądania się bo dzieci potrafią paskudnie rozgrzebać ten cały galimatias. Chcę to uświadomić władzom samorządowym. Idżmy na całość. Stawiajmy sobie największe wymagania i ideały. Wyposażenie szkół na XXI wiek to jest obowiązek gminy, organu prowadzącego.
Znalazłem nieoczekiwanego sojusznika w walce o szkołę polską 2012. Na ścianie w klasie 1-szej wisi plansza edukacyjna – „Mój świat. Narządy zmysłów. I wyjaśnienie – narządy zmysłów umożliwiają człowiekowi kontakt z otoczeniem... pozwalają reagować człowiekowi na zmieniające się otoczenie (warunki środowiskowe)...”. Zmysły to jedna sprawa, wyposażenie na poziomie naszych czasów – to druga, równoległa.

Cieszyłem się, że po lekcjach będzie rada pedagogiczna, choć nie dostałem potwierdzenia moich nadziei. Doczekamy, zobaczymy.

Klasa 4.
Każda modlitwa na początku lekcji (religii) musi być wyznaniem wiary. Świadectwem. Bardzo osobistym, innego nie ma. Nie jestem funkcjonariuszem. Ani KKK, ani KK. Jestem przyjacielem Boga. Od Niego posłanym na ziemię, aby dać świadectwo – ni mniej, ni więcej.
Zapisałem, odczytałem klasie. Modlitwa to swoista communio katechety z uczniami. Niech mają jak największy udział i świadomość w moim i we wspólnym przeżyciu. Po to jest katecheta. Ksiądz lub świecki. Religia ma rozszerzać świadomość i istnienie. Nie rozumie tego Janusz Palikot, ani żaden polityk. W ogóle mało osób to rozumie. Tak świeckich i niestety duchownych. Trochę apologetyki, trochę kognitywistyki, trochę... i dużo własnego życia (wewnętrznego) - to moja recepta na tzw. obecność tzw. religii w (tzw.?) szkole.

Technicznie najlepiej zobaczyliśmy „Fatimę” z klasą czwartą. Ale to nie jest sprawa największego ekranu (ściany). Mają swój wiek , większość się zapatrzyła do cna. Ale nie obyło się bez spięcia z dziewczyną, Weroniką! Trzeba potrząsnąć, żeby zrozumieli. Wróciła, przeprosiła. W całej klasie nastała w trakcie filmu Wielka Cisza i skupienie. Słychać było, jak zasysają prawdę wieczną, której są obliczem i podobieństwem. Każdy może być prawdziwym obliczem Jezusa, ale musi to do niego dotrzeć. Trzeba przyjąć i wybrać prawdę. Po lekcji tłumaczyłem - Vera-ikon.

Wchodząc do klasy lub na inną salę katechetyczną, nie wchodzę realizować program, przez szacownych autorów i gremia obmyślonego. Wchodzę dać świadectwo wiary w modlitwie na początku i zmagać się ze złym duchem, starając się by zwyciężył w klasie, w każdym z nas i we mnie – Duch Dobry. Jakie to proste. Jakie to trudne. Trzydzieści lat! Nie wiem kiedy trudniejsze, na początku? Czy teraz, kiedy jestem dużo bardziej świadomy wszystkiego, co się dzieje, ale już często bez sił? Choć jakaś siła i wtedy, przed 30 laty i dzisiaj mnie trzyma. Z mniejszymi i większymi porażkami i sporadycznymi uniesieniami zwycięstw.

W klasie piątej zrozumiałem coś z dziejów rodzinnych, co jak proroctwo, ale o tym może jutro. O kościele w Marysinie.

PS.
KK - Kościół Katolicki
KKK - Katechizm Kościoła Katolickiego

wtorek, 27 marca 2012

Ciasta dziękczynienia

Zwalony pień - o czym myśli lekkim popołudniem? Że wstanie? Stoi? Że trzęsą się na nim nie liście lecz konary? Że zęby chropowatej kory i sęków musi ręcznie nastawiać?
Kto go tam wie, starego pnia.

W spalonym prawie lesie żałuje róży jednej. Maszynki włoskiej kultury spożywczej. Ona dawała radość podniebienną, przywracała... życie? Czynność przy niej wydawały się banalnie proste. Do czasu. Odkręcić, wyjąć, wyrzucić, umyć, nalać, nasypać, zakręcić. Na ogniu postawić, grzejąc w tym samym czasie grubą filiżankę, by wywar gotowy i wlany nie wystygł zbyt szybko. Co tu można poplątać? A jednak! Miejsca niedopowiedziane bywają w dramie nawet najprostszej ciekawe.

A cóż dopiero w zbiorowości ludzkiej? Skazanej na siebie. Mało kto wybiera z nas miejsce zamieszkania i pracy. Jakiś procent - tak. Rozgląda się, czyta krajobrazy, historię i z ludźmi rozmawia, zanim się sprowadzi. Albo do jednej, drugiej i trzeciej jedzie szkoły lub innego zakładu pracy zbiorowej, żeby po namyśle złożyć papiery. Czy ktoś jeszcze sprawdza urzędy, parafie?

Tak bywa na Zachodzie, u nas jeszcze nie. Pod Magdeburgiem ludzie się osiedlali, bo ładna okolica, powietrze czyste, szkoła bliziutko miejsca zamieszkania. Pożyli lat trzydzieści, dzieci podrosły, gdzieś się wyprowadziły, szkoła jest lub nawet może jej nie być, do sklepu większego i do lekarza zrobiło się za daleko. I ludzie wracają do miasta. Takie badania gdzieś niedaleko przeprowadzili. Zmieniają się priorytety życiowe obywateli. Mobilność za to społeczeństw zachodnich wzrasta, zwłaszcza Ameryki Północnej, lidera dopokąd i jeszcze pewnie długo - co jest związane funkcją portfeli i miejsc pracy i historią ich demokracji i konstytucji - chyba, że nowe technologie wszystko zmienią.

U nas się buduje domy solidne, na wieki. Ich? - to lekkie konstrukcje, nikt nie planuje życia na pół-wieki w jednym miejscu.
A jednak na pół gwizdka żyjemy. Dlaczego? Oto jest pytanie. Politycy mają swoje pomysły, ja kieruję spojrzenie (myślenie) na osobę i rozumienie wspólnoty. Wiara rozumna jest niewykorzystanym potencjałem Polaków. Trudno mi mówić za inne narody, trzeba znać wiele składowych, żeby coś z tak głębokich mechanizmów rozumieć. Ale i tam kiedyś, ktoś przeprowadzi odpowiednią refleksję (badania).

Martwmy się w pierwszym rzędzie o swoje, co powinniśmy dużo łatwiej (?) analizować i wnioski wyciągać.
Życie wyrasta z uniesienia. Uniesienie skłania do dziękczynienia. Bez dziękczynienia nie ma życia. Szkoła dziękczynienia? Po stokroć tak. Co jak co, ale szkoła powinna wyrastać z dziękczynienia. Inna sprawa, że źle by nie było, gdyby w dziękczynieniu przodowała parafia :-)

Wczoraj w "ZSz RzN" jedliśmy ciasta dziękczynienia. Upiekły i przyniosły Emila, Iwona, Mariola, Renata - by się dzielić radością nieustanną po Wielkim Udanym Konkursie Powiatowym o Ż-i-T-CKN. Chętnie się częstowaliśmy, mieliśmy smaczne przerwy i dyżury. Ja i bez ciast cały dzień chodziłbym z identyfikatorem z Konkursu na piersi. Chciałem, by dzieci mnie pytały: co to i dlaczego? Ważne sprawy i wydarzenia można (trzeba) świętować i tłumaczyć długo. Oktawę? Niech umysł wyssie cały smak, a organizm przetworzy. DZIĘKUJEMY.
Profesor Kępiński wymyślił określenie na życie człowieka - metabolizm energetyczno-informacyjny. "Wymiana ze światem otaczającym dokonuje się w przestrzeni czterowymiarowej. Kierunek wymiany jest zdeterminowany przeszłością ustroju zarówno filogenetyczną, jak i ontogenetyczną (dziedzicznością i własną historią życia), jednocześnie wymiana ta sięga w przyszłość, dąży do określonego celu, który najkrócej można określić, jako dążenie do przeciwstawiania się drugiemu prawu termodynamiki, według którego materia zmierza do bezwładnego ruchu swych cząsteczek. W tym sensie życie jest wysiłkiem, aby zachować swój porządek wbrew naturalnemu ciężarowi materii ku entropii". Nie zapominajmy, że do entropii (rozkładu, a przynajmniej bezwładu) w naszym środowisku dążą niektórzy ludzie. Jeden z nich wyraził to nawet expressis verbis na spotkaniu Rady Rodziców.

Najwyższym organem szkoły jest zgromadzenie nauczycieli pod przewodnictwem dyrektora. Dzielenie się dziękczynieniem i refleksją nad światem, w którym żyjemy jest najwyższą formą działania szkoły. Jest tym (aktem), co wyraża istotę i kształtuje najważniejszą formę działania placówki oświatowo-wychowawczej. Takie zbiorowe dziękczynienie i refleksja pomaga dojrzewać w nas i z nas wydobywa sens konkretnych wydarzeń, które budują dzisiejszą wspólnotę lokalną i będą kształtować ją w przyszłości. Taką dojrzałą refleksją (konsensusem) mamy się dzielić - jako wspólnota wychowująca - z naszymi uczniami i całą społecznością szkolną i lokalną. Stemple i rozporządzenia różnych szczebli władzy i nadzoru są tylko legalistycznym (i całkowicie służebnym) dodatkiem życia szkoły.

Człowiekowi dano do rozporządzania różne style myślenia. Jest wśród nich bardzo rozpowszechniony styl niski (niszczący, marudny, szukający złego) i styl wysoki, czyli taki sposób "intelektualnego podejścia do rzeczywistości, który pragnie uchwycić jej cechy istotowe i konstytutywne, unikając uprzedzeń i schematów". Ten drugi styl jest "niejako postawą miłości intelektualnej do człowieka i świata, a dla wierzącego, także do Boga — początku i celu wszystkich rzeczy." Papież Jan Paweł II zachęca do uprawiania tego drugiego sposobu myślenia, aby przezwyciężyć współczesny kryzys sensu. (JPII, 22.3.2003)

Jako człowiek-osoba myśląca widzę jak na różnych poziomach życia (całego i codziennego) kieruje mną ręka wyższa. Także tym pisaniem. Najpierw miałem zdania-akapit z papieżem, o różnych stylach myślenia danymi nam do rozporządzenia, a później nieoczekiwanie rozbudowałem akapit wcześniejszy, w którym samo się narzuciło słowo "rozporządzenie urzędowe". Nie był to zabieg zamyślony, nie jestem aż tak mądry. Ręka wyższa mną kieruje. Jest sprawą wiary przypisać ją do Wyższej Istoty. A Wyższej Istocie przypisać wszystkie atrybuty Boga.

Przypomniałem sobie i zajrzałem do artykułu "Dzieci Rzeczypospolitej" napisanego do Łącznika Mazowieckiego 10 lat temu po uroczystościach na dwóch grobach powstańców z 1863 roku. Ze względów praktycznych są one organizowane zamiennie w Kątach Wielgi i Boruczy. Po lekturze stawiam sobie pytanie - jaki jest stan patriotyzmu w naszej wspólnocie lokalnej w 2012 roku. Warto przeczytać (zapominając na chwilę, że to ja pisałem) i się zastanowić szczerze - w czym myśmy się rozwinęli, a w czym cofnęli i dlaczego?

PS.1
Jaki jest stan miłości intelektualnej Strachówki po 10 latach? Bardzo na nią wpłynęła najpierw remisja dyktatury partyjno-robotniczo-chłopsko-wojskowo-milicyjnej za stanu wojennego wojny polsko-jaruzelskiej, a potem 16 lat anty-inteligenckiego wójta.

PS.2
Co mi migną przed oczami słowa "Boża reprezentacja" (tytuł poprzedniego posta) to wraca potworne zdziwienie, kto i jak mógł tak potwornie wykrzywić i zmienić znaczenia historii i osób wśród nas. Kto chciał być anty-demiurgiem (Anty-Chrystem)? Bo przecież współistnieje dzisiaj, w różnych grupach z równą realnością nazwa "Boża reprezentacja" z "Siewcą nienawiści" przypisane do tego samego desygnatu. To zbyt poważna sprawa, by kazać mi się prywatnie z nią zmagać. Bym szedł waszymi ulicami z podwójnym krzyżem?

PS.3
Kiedy pomyślę nad hipotetyczną sytuacją, że mógłbym zejść nie marnując na siebie zbędnych pieniędzy, to już mam powód do zadowolenia nawet w obliczu rozwiązań ostatecznych. Myślę, że to jest mechanizm prosty i uniwersalny "tworzenia sobie lekkich rekreacji", ale wolę mówić tylko w pierwszej osobie, bo nuż znowuż się komuś narażę, ludziska (tutaj) są tacy obrażalscy :-)

poniedziałek, 26 marca 2012

Boża reprezentacja

Poniedziałek z samego rana - pustka przeraźliwa w głowie. Skądże nadejdzie mi pomoc? Modlitwa ślizga się i zsuwa po mnie jak z kaczki. Wspólnoto, w tobie, z tobą i dla ciebie wiele zrobiliśmy. Pomożesz nam dzisiaj?

Skądże nadejdzie mi pomoc? Nam. Wiem i się stosuję od dawna do zasady Ignacego, że nie zmienia się nic i niczego w chwilach złych. Dobro ani nie zniknęło z tego świata, ani nic nie straciło ze swego piękna i powabu. Powróci, zajaśnieje.

Przeczytałem własnego wczorajszego posta, dobrze mi zrobiło, jest w nim słowo historii i prawdy osobowej, żywej.

Miałem dzisiaj katechezę patriotyczną. Życie mi/nam ją przygotowało. Wczorajsza uroczystość. Pokazuję zdjęcia i filmiki. Tłumaczę - wielka uroczystość i wielki wstyd dla nas, czyli gminnej wspólnoty samorządowo-parafialnej. Było więcej gości niż mieszkańców. Przyjechały dwa autokary z kompanią honorową Wojska Polskiego i orkiestrą dętą. Przyjechali starostowie, władze powiatu i gmin ościennych. Przyjechali kombatanci, którzy przeżyli II Wojnę Światową i obozy koncentracyjne (wuj Eugeniusz z Zielonki dwa razy cudem uniknął śmierci w Dachau jako 17-letni chłopak). W kościele stanęło przed ołtarzem osiem pocztów sztandarowych. Mieszkańców, parafian i uczniów szkoły było jak na lekarstwo. To jest wielki temat dla nas odpowiedzialnych za życie publiczne i wychowanie w gminie, szkole i parafii. Muszą być jakieś powody, jakieś wytłumaczenie tego smutnego stanu rzeczy. Gdzie jest nasz patriotyzm? Co się z nami dzieje? Czy głównie przyjezdni mają opłakiwać groby i świętować patriotyzm? powtórzę to, co napisałem wczoraj - brak nam widzialnego znaku wspólnoty i jedności. Zepchniętej na margines historii najnowszej i konfliktów po 16 latach byłej władzy nie da się przemilczeć i zepchnąć w niebyt. One nas zniszczą, jeśli nie potrafimy ich nazwać i z nimi się oswoić na drodze prawdy.

Pocieszenie przychodzi na modlitwie. Modlitwą zaczynamy i kończymy katechezy (lekcje religii). To nie są indoktrynacje. To jest wyznanie wiary w miłość, nazwanie realizmu chwili. Panie Boże, dziękujemy że jesteś z nami. Kiedy rysujemy na sobie krzyż - należymy do Ciebie i Twojej historii na ziemi. Kiedy mówimy słowa - "W imię..." - wyznajemy, że jesteśmy na ziemi Twoimi reprezentantami. W Twoje imię żyjemy - tak mówimy. A ja tylko proszę i przypominam, mówmy każde słowo ze zrozumieniem. Kto rozumie co mówi? - święć się Imię Twoje? Jak Go nazywa? Kim?... itd.

Ja wierzę, że nie ma modlitwy bez działania Ducha Świętego. Taki mój realizm. Wierzę w tego Boga, który jest z nami w modlitwie szczerej, bezradnej, czasem łatwej, czasem trudnej. To jest konkret, beton mojej wiary. Ten Bóg, o takim imieniu, jest pewny na 110 procent. Święć się imię Twoje.

Pocieszenie przychodzi także z Facebooka. Pod albumem zdjęć z patriotycznej imprezy kliknęli "like" i Tibor (z jego ojcem rozpoznaliśmy się w kościele na kongresie LGD po Jezusie Miłosiernym) z Węgier i Yordanka z Bułgarii. Dzisiaj wymieniam grzeczności z Ismaelem z Kamerunu, do którego wysłałem prośbę o przyjęcie do grona znajomych na Fb. Czy mogłem nie wysłać, gdy on pierwszy kliknął "like" na moim wpisie dla Studenckiej Rodziny Dominikańskiej w Kamerunie, a siostra Tadeusza wskazała na niego pod jakimś zdjęciem "w niebieskiej koszuli Ismael Nandebo, szef Komitetu Organizacyjnego Festiwalu Renc’Art Cult".Ja do niego -"Je vous remercie pour votre amitié sur Facebook :)".
Ismael do mnie - "C'est moi qui vous remercie. C'est toujours un bonheur d'avoir des amis polonais".
A to już dało asumpt do wiązania koronki miłosierdzia Bożego w naszym życiu. Bo wczoraj miałem pełną świadomość, że trzeba pokazać szkole i parafii w Lincoln wydarzenia z czczeniem grobów i pamięci Powstania Styczniowego na terenie gminy Strachówka. Ale nie tylko o materiał do korespondencji mi szło i idzie. Przecież oni się zainteresowali nami, nie dlatego że świecimy na planecie Ziemia światłem własnym, rozpoznawalnym na innych kontynentach. Świecimy światłem odbitym. Jesteśmy ciekawi dla świata, bo chcą lepiej zrozumieć fenomen Jana Pawła II, siostry Faustyny, Solidarności.
To, co wczoraj widzieliśmy w Strachówce może im pomóc zrozumieć zakorzenienie papieża w fenomenie polskości, podglebie świętości i wybraństwa Karola Wojtyły. Przecież fakt urodzin w roku Cudu nad Wisłą jest jeszcze im nie opowiedziany. Klaso 6-szta, do dzieła. C'est toujours un bonheur d'avoir des amis polonais.

Języki dzisiaj nie są przeszkodą. Żadnego nie znam dobrze, ale z pomocą tłumacza google sobie poradzę. Zawsze, w każdym czasie i kraju, zachodziły między mną a światem dość szybkie i spontaniczne reakcje osobowe. Żyję raz, drugiej szansy na poznanie (raczej na braterstwo) każdego spotkanego w realu lub necie człowieka mieć nie będę. "Abyście byli jedno" - jest dla mnie nakazem.

PS.
Pocieszeniem jest także post na stronę www szkoły, do zakładki "Pierwsza komunia 2012".

niedziela, 25 marca 2012

Dwa źródła, dwa światy

Jedno źródło - Słońce i cały Kosmos. Inne?
Pierwsze wstało Słońce. Przestawiliśmy czas na zegarach. Nie wstawałem na Tomasza Adamka, była rano powtórka, obejrzeliśmy w czwórkę, nawet żona, w końcu słyszała przed laty jak czytał Słowo Boże w Murzasichlu, na początku kariery.

Po drugie, budzi się we mnie i ze mną świat wewnętrzny.
Dzisiaj jest niedziela, 25 marca, w kościele byłoby obchodzone Zwiastowanie, równoznaczne z poczęciem Jezusa, ale skoro jest niedziela, przesuwane jest na poniedziałek. Mimo przesunięcia jest dziś obchodzony "Dzień Świętości Życia" w wielu krajach. Pamiętajmy, że w religii jest masę umowności (konwencji czysto ludzkich). Zapominamy o tym, albo wiedzy nam brak i w konsekwencji często traktujmy religię magicznie. W religii nie musi wszystko być święte. Wiara i rozum stają na straży świętości. To łaska, która buduje na naturze, daje świętość. Osoba jest podmiotem i ekranem łaski. Osoba ma możliwość poznania i miłości intelektualnej prawdy o Bogu, człowieku i świecie. Wygląda to jak wiedza tajemna, ale tylko dla tych (wierzących), którzy ignorują naukę Soboru Watykańskiego II i nie wczytali (wsłuchali) się w naukę jego wielkiego realizatora Jana Pawła, też Drugiego.

Z dwóch światów dochodzą do nas bodźce. Wsłuchujmy się w oba. Czytajmy. I piszmy sobie nawzajem świadectwa, bo nikt nie wie, co jest w drugim człowieku. Dzielmy się objawieniem, nam jedynie danym.

Dzisiaj jest niedziela, dla mnie zwiastowanie, czyli poczęcie Jezusa - to znaczy wspomnienie tych wydarzeń. Umowna jest data, nie sens wydarzenia. W parafii i gminie zaś mamy wspomnienie powstańców styczniowych. Mamy ich groby na terenie.
Wydarzenie w gminie ma stare korzenie. Polegli w potyczce w 1864 roku. W II RP groby zostały otoczone pamięcią zinstytucjonalizowaną, z zasługą parafii w Stanisławowie. Nie wiem jak było z pamięcią mieszkańców-sąsiadów. Będę pytał Renaty, bo ona zna początki czczenia ze szkolnymi dziećmi z niebyłej już szkoły w Kątach Wielgich i kombatantami, zorganizowanymi w koło w Wołominie.
Zinstytucjonalizowane na wysokim poziomie świętowanie przywrócił starosta Konrad Rytel, choć wójtem był wtedy u nas Kazimierz Łapka (a jeszcze wcześniej 1990-94 ja, i grobów nie poznałem??!!). Ciekawa jest nie tylko dawna historia, ale i najnowsza, ale ta o dziwo, nie interesuje władz samorządowych i dzisiaj. To jest jakaś przeklęta strona Polaków?! Sporo o tym pisał wieszcz Norwid.

Więc co było dziesięć lat temu? Co jest dzisiaj? Co wczoraj? Chętniej recytujemy, jak to drzewiej bywało. Bo to bezpieczne, nikogo nie rusza, nie trzeba dbać o kropki i linie.

Jaka dzisiaj jest rola szkoły, parafii, gminy, powiatu??? Gdzie jest ciągłość, gdzie prawdziwa tradycja, gdzie są patrioci, współczesnej tradycji walki o wolność i niepodległość narodu (SOLIDARNOŚĆ), gdzie uzurpatorzy, albo tylko aktorzy walczący o własną popularność? Kto pyta, nie błądzi. Przecież przyjeżdżają poczty sztandarowe ZBOWiD, SOLIDARNOŚCI, delegacje partyjne i stowarzyszeń z całego powiatu! Podczas gdy w gminie Strachówka, która jest miejscem-gospodarzem wydarzenia, czas Solidarności jest czasem wyklętym i moje trzy apele o uczczenie pamięci o mieszkańcach, którzy mieli ogwagę chęci szczery stanąć po stronie wolności przeciwko PRL, pozostał bez słowa odpowiedzi, tak ze strony organów, jak i poszczególnych radnych. WIĘC JAK TO JEST Z PATRIOTYZMEM U NAS???
Jaka jest wiedza i świadomość mieszkańców i "funkcyjnych"?? Kto to wie? Mało kto mówi! A ten, Jesteśmy - zwłaszcza po PRL - narodem (i kościołem) zamkniętych ludzi. Straszny GALIMATIAS. A ja, za to, że mówię i pytam, jestem nazwany "siewcą nienawiści". Przez obecne układy, bo na początku zinstytucjonalizowanego-powiatowego świętowania pierś wypiąłem po odznaczenie przy tym samym grobie. Było to dawno, więc jeszcze nie oddałem wota do kościoła, przegapiłem, ale błąd naprawię.

Dzisiaj ani w gminie, w parafii, w szkole, dobrze się nie czuję. Historia kołem się toczy, a rozwija po sprali, więc teraz trochę lepiej się czuję w gminie. Na trzech poziomach - mówiąc z przymrużeniem oka - przeżywam to tak:
- zapomniany bohater (Solidarność),
- samorządowiec (gmina),
- niedookreślone miejsce świeckiego katechety (szkoła, państwo i kościół).

Nie jestem dzisiaj białym kołnierzykiem, ani krawatem nie podkreślam przynależności partyjnej. Strojem podkreślam, że nie należę do żadnego układu. Nie zdjąłem za to ze swojej piersi w lewej klapie marynarki wpiętego identyfikatora po czwartkowo-piątkowym Wielkim Konkursie z logo Rzeczpospolitej Norwidowskiej.

W Gnieźnie, pierwszej polskiej stolicy, na niedawnym zjeździe - nawiązującym dfo tego co było 1000 tysiąc lat temu - zapoczątkowanym w nowej tradycji przez JPII ponad tysiąc chrześcijan debatowało nad rolą wiary w życiu Europy. I nad większą aktywnością w życiu społeczno-publicznym. Jest na ukończeniu także dokument o pojednaniu rosyjsko-polskim dwa lata negocjowany przez dwa episkopaty (mówiąc w skrócie). Biskup młody i nowy naszej diecezji Marek Solarczyk patronuje Koronce Miłosierdzia za ofiary spod Smoleńska, wcale niełatwe zobowiązanie do modlitwy, mszy świętej codziennej i czynów bezinteresownej dobroci w intencji wylosowanego tragicznie zmarłego. Prezydent Niemiec pastor Joachim Gauck w pierwszej swojej wizycie przyjedzie do Polski. Można? Można - budować lepszy świat. Nikt nikomu nie broni. Trzeba tylko chcieć!

Więcej było - idę o zakład - gości, niż mieszkańców gminy? Dziwi? Mnie nie. O tym piszę nieustannie, o schedzie po anty-demokratycznej (więc i anty-patriotycznej) epoce czterech kadencji samorządu w Polsce. Obecne paradoksy dorzucają trzy i cztery grosze. Jaka jest dyskusja o wspólnocie lokalnej? I gdzie? W gminie, parafii, szkole? Nie mówiąc o ideale jedności, na którym ma być (jest) zbudowany Kościół.
Jaka wspólnota i jaka widzialna jedność stoi za dzisiejszymi uroczystościami?
W odstępie ośmiu dni odbyły się trzy wielkie wydarzenia w gminie:
1) Wielkie Forum o Partycypacji Publicznej "Decydujmy Razem" z udziałem Ministra Rzeczypospolitej!
2) Wielki i Dwudniowy Konkurs Powiatowy WoŻiT Cypriana Norwida (w nowej pięknej sali/hali)
3) Powiatowe Obchody Pamięci o Powstańcach i Patriotyzmu Współczesnego!

Czego jeszcze nam trzeba, żeby odbyć debatę o jedności we wspólnocie lokalnej szkoły, parafii i gminy??!! A to (cząstka) Polska właśnie!

Niedawno studenci w Glasgow pisali wielki esej o tym, jak społeczeństwa, które przechodzą czas przemian, powinny rozliczyć się (dojść do ładu) ze swoją niedawną przeszłością. Nikt nie twierdzi, że to jest łatwe. Ani na świecie, ani w naszej gminie. Ale trudno znaleźć także autorów, którzy powiedzą, że najlepiej jest przemilczeć i zepchnąć w niebyt (podświadomość zbiorową). Czy jest jakiś sposób, by zapewnić sprawiedliwość i osiągnąć stabilny pokój?

Kapitulacja wobec takich wyzwań (pytań) przynosi fatalne skutki. No i mamy przykłady we własnej gminie - pojednanie między wójtem I kadencji samorządu i ostatnim naczelnikiem gminy PRL, a także moja wyciągnięta dłoń i uścisk na znak pokoju z wójtem Łapką na mszy Święta Narodowego 11 Listopada 2011. To tyle dziś mogę. Resztę? - nie ja. "Bo ja się tam kończę, gdzie możność moja"(CKN).

Za proboszcza Antoniego było łatwiej. Łapka się nie wtrącał, w ogóle go nie było, a ksiądz lubił i sprzyjał wspólnotowości, więc im więcej ludzi było zaangażowanych w liturgię, tym lepiej. Zawsze ktoś z dorosłych, ważnych gości, był proszony o przeczytanie z Pisma Świętego, bywał lektorem starosta Rytel. Dyrektorka szkoły śpiewała psalmy, dzieci niosły dary, przygotowywaliśmy modlitwę powszechną, czyli naszą -uczestników liturgicznego zgromadzenia (ecclesia). Proboszcz Andrzej woli wszystko robić sam w kościele. Głupio się czuję, jak ubezwłasnowolniony. Tego nie da się naprawić prostym rozporządzeniem.
Ale robię co mogę, zdjęcia i notatki, by piękno pokazać i uczyć patriotyzmu jutro na katechezie. Ksiądz dał nam minutę przed Ewangelią i kazaniem na robienie zdjęć. Nie mogłem posłuchać się bez-warunkowo. Robiłem zdjęcia po partyzancku z ukrycia, ale w końcu to była msza za powstańców, więc konspiratorów. Tak by wilk był syty i owca cała :)

Mam jeszcze inne usprawiedliwienie, z ładnego kazania księdza Andrzeja, z norwidowskiego cytatu, że "Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek". Więc dobrze uprawione pola, czyste lasy, praca pedagogów i nas, fotografów, którzy pięknie chcą pokazać to piękne wydarzenie. Nikt wszystkiego nie zobaczy, każdy ma swój kąt i talent widzenia. Papież miał nadwornego Arturo Mari, będą kolejni. Jeden sieje, drugi zbiera, trzeci fotografuje. Katecheta współczesny posługuje się obrazem i filmem i Internetem. Jak papież. Ksiądz wspominał też różne etapy dochodzenia do wolności i sprzeciwu wobec władz - "żądajmy niemożliwości" - zachęcał. Szkoda, że nie było nic o Solidarności - dokonała niemożliwego.
Ksiądz wspominał też wojskowych niedawnego reżimu, którzy dobrze się zapisali idąc pod prąd: major Jerzy Pawłowski i pułkownik Ryszard Kukliński. Widać było, że mówca dobrze się czuje widząc sztandary i mundury.

Pamiętam, przeżywałem obie sprawy, jako kibic sportowy (jeden z nich był szablistą-medalistą) i jako solidarnościowiec (solidaruch powiedzą złośliwi) - drugi przekazał Amerykanom plany stanu wojennego.
Solidarnościowca cieszył też sztandar Regionu Mazowsze, oddział Wołomin i Anioł Stróż Ziemi Wołomińskiej stojący za ołtarzem - goście z Wołomina zrozumieją.

Już pod naszym kościołem miałem natchnienie - Strachówko, pokaż to Ameryce. Daj się zrozumieć.
Człowieku zrozum samego siebie. Gmino, zrób wysiłek zrozumienia. Wejdź w szersze widzenie. Rozpocznij rozmowę, z samą sobą w kościele, gminie i w szkole. Narodzie - masz tyle sztandarów! Coraz więcej ich na obchodach i uroczystościach.

Wnioski praktyczne? Rzeczpospolita Norwidowska nie urządzi dwóch stołów, jak w lesie, dla ogółu i dla wybranych oficjeli, bo to źle wygląda. Mówiło to wielu. Anegdotycznie ujął to kiedyś ksiądz w książeczce "Humor z zakrystii" - "było to na pielgrzymce, na postoju - 'biskupa i księży zapraszamy na plebanię na obiad, a wy kochani pozostańcie, módlcie się i wypoczywajcie na placu przed kościołem".
Musi być jeden stół na Vademecum. Rzecz wspólna. Będzie to nasz przyczynek do demokratyzacji obyczaju imprez masowych :-)

PS.
Na zdjęciach jest ukryta jeszcze jedna symbolika. Dzieją się wielkie i nieuniknione sprawy, ale trzeba je dostrzec i zrobić im miejsce w naszym życiu, w naszej wspólnocie lokalnej. Jesteśmy powołani! Kto znajdzie? - może ufunduję jakąś nagrodę. Uczniowie mogą się o nią upomnieć na katechezach :-)

sobota, 24 marca 2012

Ideał... albo margines

Już, już chciałem zgnuśnieć z samego rana, albo nie dość ochoczo znów ożyć, gdy pokazali Benedykta XVI wysiadającego z samolotu w Meksyku po długim locie. Oj, człapie, człapie. Ależ - ileż w tym życia. Życia z wielkiej litery.

ŻYYJĘĘĘ nie jaaaa, aaa – stara prosta piosenka zapamiętana znad Jezioraka, z pierwszego biwaku z Andrzejem Madejem. NIC SIĘ NIE ZMIENIA i zmienić nie może, dopókiśmy homo sapiens. Zmieni się - jak przejdziemy w fazę homo(?) cyberneticus albo h.infantilis. Żyję, jestem, piszę.

„Trudno wżyć się demokratycznie we wspólnotę, gdy masz przekonanie, że żadna wspólnota nie jest ci potrzebna, albo gdy swobodnie przepływasz między wspólnotami (i to zorganizowanymi na wielu przecinających się płaszczyznach)„ - to będzie wątek na inny dzień, nie wierzę, wierzyć mi się nie chce, że zgubię i nie wróci. Zresztą już go naruszyłem trochę na Facebooku.
Przez dwa dni konkursowe trochę się wżyłem demokratycznie we wspólnotę, dzięki zaproszeniu do czytania-podawczego w Konkursie Podstawowo-Gimnazjalnym o Życiu i Twórczości Wielkiego Poety. Dzięki, że byłem przydatny i dzięki tekstom, które były rdzeniem zadania. „Przy tym wszystkim – trudno – biedno – zdrowia, organizmu, życia czasem brak... Co do publiczności czy społeczeństwa naszego, od tego nic już nie wymagam: opuszcza ludzi na pastwę – nie wesprze nikogo niczym... morituri te salutant, veritas... Gorzki to chleb jest Polskość...

Najlepsza rzecz żyć w zgodzie, bez twierdzeń, bez sprzeczki / po cóż bo gwar ustawny dla kropki lub linii? / i urabianie ciągłe publicznej opinii? -

Niższym się stawszy, on Zawiść poniża, / a Zawiść w czwały / leci i czepia mu znamiona krzyża / wołając : „Mały”...” - /u nas się mówi 'siewca nienawiści'/.

Takie to rodzynki wybierałem wzrokiem i głosem dla siebie. Uczestnikom chciałem przybliżyć sens poezji od-wieczny. Zajrzałem jeszcze, na wszelki wypadek, do innych kawałków poety z ostatnich lat paryskich (1866-1883). Znalazłem wiele dopełnień:

ÉPITAPHE

Ci-gît l'artiste religieux
Qui s'était bien crotté
À la recherche de l'atelier
Dans un lieu athée

I to:
„Któż jest ten Polak, kto?... co – zrodzony na obcej ziemi / i z obcą w żyłąch krwią – dłońmi ku niebu drżącymi / za Polską modły śle... i imię jej wymawia? /.../ Na polską pomnbi krew i o nią jeszcze się zastawia? /.../ Patrzcież nareszcie już, o! Patrioci z krwi; / Ile?... szeroką jest ta – Rzeczpospolita tam - / I gdzie? heroizm... gdzie?... ów całopalny, lwi, / piekielnych nieulękniony bram!/ Och! Europo!... każ, niech wraz zamilknie Potwarca, / bo bezinteresowność przerosła Ciebie; / Słowa oblężonego starca / palą się w niebie!”

I to:
DO
POGWAŁCICIELI* PRAW* POLITYCZNYCH
I* CYWILNYCH
WIELKIEGO *KSIĘSTWA* LITEWSKIEGO
DEDYKUJĄC *IM
TO* STARANIEM* I *WOLĄ *POTOMSTWA
DOKONANE* NA *WYGNANIU
ZUPEŁNE* WYDANIE* DZIEŁ
ŚWIĘTEJ *PAMIĘCI
ADAMA MICKIEWICZA
URODZONEGO *UWIĘZIONEGO *I* POTĘŻNEGO
NA *LITWIE
ZNAKOMITEGO *W* POSPOLITEJ-RZECZY
SŁYNNEGO* W* ŚWIECIE

Rzucamy Wam – Zdobywcy – smętni (bo nie tryumfalni duchem). / Ręką wznieśliście ziemi – piasek, a hołdownictwo-trzód - biczem / I obywatelstwa- majestat śmieliście dotknąć łąńcuchem!/ - Dlatego zagrabcież już i pieśń wiekopomnego Adama: / Opiuma zwycięstw i podboje im zupełniejsze, tym lepsze...”

Jak niewiele trzeba zmienić i podstawić, by zaktualizować do naszych czasów i problemów lokalno-ogólnych! Jak ulał!

„Bo zaprawdę ci powiem: że narodów losy
I koleje ludzkości, i świat i niebiosy,
I słońce, i gwiazd chóry, i rdzeń minerału,
I duch!..
... i wszystko – bierze żywot z Ideału.”
Wspaniale na zakończenie konkursu - z serca - przemówiła autorka (książek) - „ważne, że mówicie o kimś bliskim, ze swojego terenu, powiązanego z wami życiem, historią i pejzażem, nie o kimś z podręczników, nakazanym i wyuczonym. I że ten konkurs i wasza obecność z wielu miejscowości łączy was i integruje w kierunku większej wspólnoty”.
Dziękujemy, pani Małgorzato za ten wątek ważki, słabo przez nas jeszcze podkreślany. Będziemy silniejsi i mądrzejsi refleksją z zewnątrz, z wielkiego świata.

Czy we wspólnocie szkolnej im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej (253 u + 21 n + 9 p + RR) może być ktoś, kto nie wie, co się wśród nas - i z nami - działo na nowej pięknej sali? Ktoś, kto nie zajrzał?! Nie skorzystał, nie wziął czegoś sobie do serca? Czy to w ogóle jest do pomyślenia? Byłaby to patologia nowa. Możemy błąd naprawić. Dzielmy się przeżyciami.
Nie ma innej Strachówki? Inna? - jest samej siebie... marginesem.

piątek, 23 marca 2012

A to Polska właśnie

Niesamowitą dzisiaj sprawą – największą? - jest (auto)prezentacja zespołów-uczestników WKPWoŻiTCKN. Jakbym zobaczył całą młodzież powiatu, a może pokolenia (?)!!

Cyprian Norwid i jego wizja Rzeczpospolitej zwycięska!? Daj Boże, daj Boże.

Wielka sala sportowa przy Zespole Szkół Rzeczpospolitej Norwidowskiej ma piękną premierę. Służebną. Czy może być lepsza służebność.

Oprawa, klimat, atmosfera... och i ach. Nawet nagrody zostały zaprezentowane na samym początku (mp3 i mp4) i wszyscy organizatorzy i współpracownicy. Tych już znacie od wczoraj.

Zegar i efekty dźwiękowe nakręcił Sebastian, ojciec elektronicznej łączność i (autoprezentacji) ZS STRACHOWKA.PL ze światem.

Jakiż początek! - „Kto przyśnił się Zofii Węgierskiej na tydzień przed śmiercią” - od duchów i objawień! Od snów pełnych znaczeń. A może od kognitywistyki.

Sala stała się na parę godzin świątynią wiedzy, refleksji i dumania o wielkim polskim i światowym poecie – wieszczu - i wspólnej Ojczyźnie, emigracji, rzeczach i wartościach!

Rzeczpospolita Norwidowska i Strachówka są wspaniale ambasadorowane na cały powiat przez dwa dni Wielkiego Konkursu Wiedzy o Życiu i Twórczości Cypriana Norwida.

Na przykład pytanie o „jej [Hilarii Sobieskiej] dom otwarty w Strachówce...”. O rodzeństwo wielkiego Poety rodzące się tutaj i pewnie chrzczone przez księdza Jakuba Dosta, długowiecznego proboszcza w Sulejowie (1790-1840), który „musi” był przyjacielem rodziny, skoro w 1838 był na ślubie siostry Cypriana, Pauliny, w Niegowie. Warte zauważenia jest, że oba kościoły (Sulejów i Niegów są pw. Trójcy Świętej). O wydarzenie etnograficznie organizowane w Strachówce od 2005. Albo o wydarzenie kulturalno-historyczne w Łazienkach 14 września 1788 roku, kiedy odsłonięto pomnik króla Jana III Sobieskiego, a młody mieszkaniec nasze wsi, Michał, potomek wielkiego bohatera spod Wiednia, późniejszy przyjaciel Jana Norwida, ojca poety, tak ładnie przemówił przed królem Stanisławem Augustem w stroju szlacheckim, że został nagrodzony przyjęciem do Szkoły Rycerskiej. Czy te fakty żyją na odpowiednim poziomie wiedzy i wyobraźni naszych młodych i starszych mieszkańców? Czy kształtują nasze marzenia i aspiracje? Mogą również stać się tematami prac dyplomowych, od gimnazjalnych, przez maturalne, po doktoraty nawet w Oxfordzie lub na Sorbonie?

Oczywistym jest, że przyszła inteligencja powiatu wołomińskiego będzie wiedziała więcej o historii Strachówki i jej miejscu w dziejach życia i recepcji Norwida w Polsce, niż współcześni mieszkańcy. Po to jest oświata, po to jest szkoła. Po to jest Stowarzyszenie Rzeczpospolita Norwidowska. Po V Wielkim Konkursie Powiatowym przyjdzie „Vademecum” po raz ósmy! Contemplata aliis tradere :) Z takiej wizji Rzeczpospolitej zrodził się przed laty Karol Wojtyła (w roku Cudu nad Wisłą) i Solidarność. Bo to Polska właśnie.

Patrzyłem, słuchałem, notowałem, czekałem. Było we mnie oczekiwanie na swoje pięć minut czytania poety. Chciałem tylko podać tekst, nie schrzanić... sobą?
Było pięć fragmentów, chciałem zindywidualizować leciutko czytanie – odpowiednio do różnych form: wiersz, list, proza, tren, fraszka?
Chcieć przeżyć jedność, pragnienie jedności jest funkcją miłości. Nawet orgazm jest w jego funkcji, nie odwrotnie. Cóż za refleksje na konkursie wiedzy o poecie! Ale człowiek jest stworzeniem płciowym, nie bez-płciowym. Ma pociąg do drugiej osoby i do piękna w ogóle. Pociąg rodzi miłość itd. Łaska buduje na naturze.
Tako też, w przerwie odbywał się kiermasz prac uczniów i nauczycieli na potrzeby Caritas-u (w tym, na edukację Helen z Kenii, zaadaptowanej na odległość przez naszą szkołę). Było również stoisko z książkami Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk autorki z jury (a jej mąż reżyseruje „Ranczo”). Ale nam się skoligaciło :-)

Fajny był wizualny transfer emocji między uczestnikami z poszczególnych szkół-zespołów, a ich opiekunami (opiekunkami) na przerwie. Schodziły w uśmiechach i rozmowach. Prawie dwie godziny napięcia i pracy umysłowej! Uff! - dobrze, że były pączki i kanapki do przekąszenia. I kawa. I „krówki firmowe” z LGD! Wszystko prawie widać na zdjęciach.
Poczucie obywatelskości zyskuje się dzięki jakiejś pracy dla wspólnoty (dobra wspólnego). Bez tego jest głupio. Po tym, jak czytałem-lektorzyłem, poczułem się raźniej na wielkiej pięknej sali. Staję się znów (na chwilę) obywatelem we własnej gminie. Czy też tak się czujecie czasami? Nikomu nie życzę stanu wyobcowania we własnym kraju lub małej Ojczyźnie. Mnie to spotkało dzięki usilnym staraniom wójta czterech kadencji! Dzisiaj, po wyborach samorządowych 2010, mam już na szczęści chwile zapomnienia o wyobcowaniu. Ale pełne obywatelstwo może mi przywrócić władza, skoro jej przedstawiciel pozbawił mnie właściwie tych praw na lat kilkanaście. Tylko organy samorządowe mają taką władzę. Bo jak długo może się utrzymywać mocno demoralizująca życie publiczne sytuacja, że kawał własnej historii jest ocenzurowany i zepchnięty nie na margines, ale w niebyt świadomości społecznej. Nie chodzi wszak tylko o mnie imoje samopoczucie. Właśnie w takie dni, jak dzisiaj, prawda wychodzi z ukrycia i krzyczy – PRAWDY CHCĘ JAK CHLEBA.

Nie byłoby wielkich dzieł związanych z ideą Rzeczpospolitej Norwidowskiej, gdyby wcześniej nie było JPII i Solidarności, dzięki którym Polska i pół Europy odzyskało wolność i podmiotowość własnego bytu (i historii). A u nas w gminie „dziś” się przyjmuje a potępia „wczoraj”! Więc i śmieszno i straszno się robi niektórym, gdy są wychwalani, a ich Anioł Stróż stoi w kościele przy tabernakulum, ale w niektórych organach dalej jest wyklęty. Właśnie tam, na sali gminnego sejmu może przyjść pełna rehabilitacja. Jak nie za życia, to po śmierci. Bo to jest ważne nie tylko dla osób, ale ich rodzin i następnych pokoleń. Morituri te salutant, veritas. Ach jakie piękne fragmenty wybrały koleżanki (mi) do czytania. I młodzieży z całego powiatu. Za długo by było, nie przytoczę wszystkich. Odłożę na jutro?

Czystość intonacji, bardzo dobry poziom prezentacji artystycznych przygotowanych przez niektóre zespoły, dały wszystkim na nowiutkiej sali autentyczne przeżycie artystyczne i wzruszenie. Zasłuchani byli, aż po granice ciszy, starsi i młodsi. Kolebką staliśmy się nowej pieśni gminnej? Kolebką nowej Rzeczypospolitej! Co, kto się rodzi? Norwid forever.

Zasłuchanie młodzieży, rówieśników artystów, mówiło samo za siebie. Przecież to gimnazjaliści! Nie trzeba uciszać, ani stać z kijem, piękno zachwyca... do zasłuchania, a potem do podobnej pracy? I Zmartwychwstania. APOSTOŁÓW BYŁO DWUNASTU. SZKÓŁ UCZESTNICZĄCYCH W KONKURSIE – 16! Siła ich. Siła nas. Aby zmienić świat.

Czy wczoraj zapis o myciu i butach miał jakiś sens, coś pokazał i czegoś nauczył?
A dzisiaj, co to będzie?

DZISIAJ TO BYŁA - JEST - BĘDZIE MŁODZIEŻ POWIATOWA ZE SWOIMI PEDAGOGAMI IDĄCYMI WE WSPÓLNOCIE ZA JEDNYM Z NAJWIĘKSZYCH CHRZEŚCIJAŃSKICH MYŚLICIELI EUROPY - POLSKIM WIESZCZEM - CYPRIANEM NORWIDEM.

MAM NADZIEJĘ, ŻE NA KOLEJNYM KONKURSIE, A MOŻE JUŻ WCZEŚNIEJ, UDA SIĘ NAM ZROBIĆ I BĘDZIEMY ROZDAWAĆ (NICZYM CHLEB NORWIDOWSKI) OBRAZEK ŚWIĘTY Z JANEM PAWŁEM II ODBIERAJĄCYM Z RĄK SIOSTRY ALINY MERDAS CRSJ LIST OD RZECZPOSPOLITEJ NORWIDOWSKIEJ - BŁOGOSŁAWIĄCYM NAM NA PIELGRZYMOWANIE PRZEZ ŻYCIE W PRAWDZIE ŻYWEJ WIĘKSZEJ OD KAŻDEGO Z NAS.

Nie chodzi o popisy i nagrody. Idzie o życie szczęśliwe na ziemi i szczęście wieczne po nim.

czwartek, 22 marca 2012

Udział w Jedności - ta sprawa (naj)większa

Śmierć może być - i bywa chyba - dopełnieniem życia. Nie stargam cię ja, nie - ja uwypuklę. Choć umarł - o dziwy - króluje dziś żywy. Bo życie twoich wiernych zmienia się, ale się nie kończy. Coś w tych zdaniach jest wiarą, coś prostym ludzkim doświadczeniem. Można próbować odseparować jedno od drugiego? Można próbować, jako ćwiczenie, etiudę lub esej.

Mam silne doświadczenie, które stało się przeświadczeniem, że śmierć jest dopełnieniem i wynika z życia, gdzie człowiek miał swój trud i bój i przebywanie. Nie mogę powiedzieć, że mężnie czekam na śmierć, bo nie widzę u siebie męstwa wysiłku. Przychodzi mi to raczej z... ochotą? Czując, rozumiejąc i doświadczając całym sobą wagi i sensu tego, co się dokonało w trakcie moich dni i lat, jestem ciekawy zakończenia. Chyba to jest jak najbardziej zrozumiałe! Co więcej, jestem ciekawy, jak to będzie żyło po mojej biologicznej śmierci?! Jak - bo wcale nie "czy" - moje kości i grób dokończą tego, czego za życia nie byłem w stanie... brakuje adekwatnego słowa. Bo co? - dokonać, zrobić, przeskoczyć...?? Trudności wysłowienia, nazwania - także mówią coś (ważnego) o rzeczywistości, której... co? Która jest przedmiotem tego eseju, etiudy.

"Żyję nie ja, lecz... ta sprawa większa, prawda, Całość, mój Pan...!". Mogę cytować, bo nie jest to tylko moje jednostkowe doświadczenie i przeżywanie. Mam udział w naturze i łasce, które mnie niosę przez życie i karmią i prowadzą. Jestem cząstką wspólnoty (bardziej ducha niż ciała, posługując się starym, dychotomicznym rozróżnieniem). Mam udział w Jedności - to znów wyrażenie bardziej wskazuje na matematykę i logikę klasyczną. Jeszcze bardziej na teologię w ogóle i apologetykę, w szczególności. Jestem także promieniem dobra, piękna i prawdy, bądź one są we mnie - to z metafizyki. Jest mi dana możliwość intelektualnej miłości człowieka, świata i Boga - to Jan Paweł II o fenomenologii. Na wiele sposobów mam udział w bycie i w prawdzie. Uff! - dobry jest taki pluralizm.

Młodość także wie(?), czuje, doświadcza i przeżywa mniej więcej to samo, ale jeszcze nie wie(?), że już to coś ma i jeszcze bardziej oczekuje, że wyczyta w książce jakiejś, jakiegoś autora, autorytetu, mistrza. A to jest nam dane wraz z urodzeniem i wychowaniem w jakiejś kulturze. Jest w nas - osobie.

To tak być też musi z pisaniem esejów. Nasza teza, argument, bardziej niż hipo-, jest w nas. Częściej nie wierzymy, niż nie potrafimy uchwycić i jej nazwać (wyrazić). Nazwie i wyrazowi nadać kształt osobisty. Tak, czy inaczej, kształtuje się w nas, i chyba nie tylko na potrzeby eseju? - lecz życia w prawdzie.

Intuicja? Tak, o ile ją rozumiemy bardzo szeroko, jako nasz mózgowo-osobowy produkt (produkt? osobowego bytu?) całej naszej kultury. Wiary i rozumu... i czegoś jeszcze? Na razie wystarcza mi wiara i rozum.

Wymyłem się na konkurs.
Nikt oczywiście tego nie będzie sprawdzał, za to ja oczekuję wielkich przeżyć estetycznych. Coś zobaczę, coś usłyszę, coś zapiszę i sfotografuję - a to właśnie tożsamość Strachówki w Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Ani rzecz moja, ani twoja, ni-czyjaś - rzecz wspólna! Mamy w niej i dzięki niej - życie. Tak lub inaczej, czyż nie? Albo nie mamy, jak dywaguje Maleńczuk w przeboju muzycznym. No nie. Nie mają nieliczni. Na własne życzenie. Z własnego wybory. I z jakiejś przekory (przymusu) przeczenia wszystkim (innym), którzy chcą iść szeroką aleją historii, a nie boczną ścieżką, nie wiadomo skąd i dokąd. Margines. Wszystko ma jakieś marginesy - to też sprawa zupełnie normalna, byle nie odwrócić i nie postawić na głowie, robiąc margines władzą i (anty)koncepcją.

Statystyka wiele mówi - także na blogspocie. Jest taka rubryka, która wskazuje ranking postów. W ostatnim czasie na szczycie (liczba 73) jest post - „REFREN: Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne” z 11 marca. Nie mogę pamiętać, co którego dnia było mi dane i zapisałem. Zajrzałem. Jest o tożsamości, która jest największym skarbem wspólnoty, nie tylko w symbolicznym wymiarze, ale bardzo realnym, jako największy zasób w ekonomii społecznej (i innej). Miałem z tym postem najwięcej problemów, trzy razy traciłem, zaczynałem od nowa, coś odzyskiwałem ("Wersja odzyskana", dałem 13 marca), czegoś nie, stąd są dwie wersje itd. Napisałem w nim, że może jest najważniejszym postem na moim blogu(?).
Statystyka może działać na potrzeby prawdy. Jest potwierdzeniem głodu tożsamości i nieobecności tego dania w bufecie gminnej codzienności.

Jak wielką rolę odgrywa Wielki Konkurs Powiatowy!

Buty, niby drobiazg, a jednak podstawa. Dręczyło mnie w nocy, szczególnie nad ranem, bo czekały na odskrobanie błota, które się przylepiło przy nieszczęsnym nocnym wyciąganiu naszej "beczki". A oto rano znalazłem buty Łazarza lub Jaśka. Drobiazg? Jaki drobiazg by mnie tak ucieszył - tak znalazł! Nie musiałem skrobać, brudzić i się denerwować. Mam ten drobiazg zdarzenia poranny jeszcze w głowie i sercu - bo... gdy zapisuję w szkole, tuż przed konkursu początkiem. Na konkurs dziś pięknie się wymyłem, wypucowałem, skłamałbym mówiąc więcej, że wyprasowałem. Prasowała żona koszulę w paski szaro-czarno-białe. Tak to leciało. Każdy zauważony (odnotowany jakoś) szczegół jest ważny. Nie jestem przecież czystym duchem, tylko duchem ucieleśnionym i ciałem uduchowionym (umytym). Wszystko więc współgra i oddziaływuje. Szczegół może odsłonić swoje znaczenie nieraz na koniec, a nieraz po jakimś czasie lub poza. NIE CENZURUJMY WŁASNYCH SZCZEGÓŁÓW. Dajmy pełną ewidencję współbraciom (i siostrom). Ale i nie uogólniajmy każdej wypowiedzi, co prawie na jedno wychodzi.

Konkurs to - źródło pogłębionej wiedzy i zainteresowania poezją, życia-rysem poety i jego epoką, sobą samym, historią Polski i Europy, patriotyzmem, podglebiem dziejów, chrześcijańskimi treściami w naszych wspólnym kraju i rzeczpospolitej. Rysem, rysem na skale naszej codziennej rutyny? Rysem, który ślad zostawi?

Szerokość, głębokość i rozległość pytań odsłania przede mną (nami) - w czym uczestniczymy. Partycypujemy? Naprawdę – przede mną odsłania się wspaniały świat, w którym dane mi jest szczęście BYĆ. Wieczność jest w nas, tak jak wolność i... życie Boże. Jedność jest dana i zadana, możemy ją nawet odrzucić.

Odżywam na pewno w takim dniu, choć i czuję swoje wybrakowania, zaniedbania, na które sobie świadomie pozwoliłem w długim okresie odrzucenia. Bo kto ratuje róże w płonącym lesie! Znacie/znamy ten mechanizm?! Chyba na każdego tak to działa (także absurdalny tzw. konflikt Całości z marginesem, takie lokalne „tańcowała igła z nitką”).

Wraca temat diabła w naszym życiu, językiem faktów. Policja zabrała uczniów z DD z podejrzeniem czynów karalnych, a o innych naszych byłych i mieszkańcach gminy usłyszeliśmy, że są aresztowani za udział w napadzie (rozboju). DIABEŁ JEST. Nie bez powodów wyrzucałem go modlitwą na katechezach ostatnio parę razy. Skąd mogłem wiedzieć? Bo człowiek-osoba jest wyposażona w ducha. Ma możliwość miłości intelektualnej świata, człowieka i Boga, czyli poznanie cech istotowych i konstytutywnych (bł. Jan Paweł II), oraz poznania przez wczucie-Einfulung-czucie-jedności (św. Edyta Stein).
"Tam, gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" – święty Paweł to wiedział, doświadczył na sobie.
Ja też to wiem, ok. 27 lat temu zebrałem grupę młodzieży z sal katechetycznych dwóch parafii w Legionowie i przyjechaliśmy się modlić z młodymi w Jadowie, bo stało się wielkie zło na terenie ich parafii i dekanatu. Tego oczekuję od każdej parafii, czyli wspólnoty wierzących. Po paru latach trzech chłopaków wstąpiło do seminarium. Nie mówię wcale, że jestem nadzwyczajny. Mówię, że jest związek zła i łaski i my – wierzący w Jezusa z Nazaretu - to wiemy. Co zrobimy z tą wiedzą dzisiaj?

środa, 21 marca 2012

DIALOG Z RZECZYWISTOŚCIĄ

Mój dialog. Możecie się mu przysłuchiwać, dzięki temu, że prowadzę bloga. Nikomu nie chcę narzucać swojego punktu widzenia, czy swojej filozofii. Ale nikomu też nie będę się nigdy podlizywał. Mój dialog, moja wiara i rozum. OSOBA - i cała poza nią rzeczywistość.

Wszystko kiedyś będzie ujawnione. Tak wierzymy. Sami tego sobie nie wymyśliliśmy, otrzymaliśmy w pakiecie, pewnie sobie byśmy nie życzyli, gdyby od nas zależało. W instrukcji dołączonej do pakietu Wielkiej Kultury Osobowego Boga i Osobowego Bytu Człowieka nie ma nic o tym, że możemy się z tego punktu umowy wymigać. Nie ma żadnego rozsądku bronić się przed tym, co konieczne.

Rano, wbrew niedowiarstwu żony i dzieci przeszedłem w sandałach suchą nogą przez może brunatne ogrodowe błota do samochodu pod kasztanami. Znak pokoju jakiś. A może przymierza? Dla mnie? Tylko dla mnie? Nie, takiego bym nie chciał i nie zrozumiał. Nawet w Kodniu Znak Prostoty Boga nie był tylko dla mnie. Lepiej rozumiem po wielu latach. Wczoraj ładnym znakiem była przerwana rozmowa z Jaśkiem - „ojciec, muszę kończyć, bo tu zaczyna się Anioł Pański”. „Tu” czyli w najbardziej przyjaznej Kapaonom i nie tylko, części zabudowań Uniwersytetu w Glasgow, w tzw. kaplicy, czyli pomieszczeniach duszpasterstwa akademickiego. Są tam i kaplica de facto, i mieszkanie księdza, i pomieszczenia do nauki i spotkań. Jakbym je widział, jakbym znał. Kojarzy mi się z odzyskanym (zabranym kościołowi w PRL) budynkiem CARITAS na Pradze, na Kawęczyńskeij 49 i z DA przy kościele św. Anny w Warszawie. Młodość i starość w jednym stali domu. Idą w parze, jeśli idą za Nim.

Wielkie sprawy podchodzą znów pod nasze drzwi – Historia głoduje w Krakowie, Tygodnik Powszechny pisze o TV nie dla inteligencji, ja o mentalności rodaków w 2012. A wszystko dzieje się pod naszym nosem, w okach sieci internetowej jest bardzo blisko i w nas. RzN jest powołana, by wziąć pełnym głosem udział w dyskusji. Ja wpisuję gdzie się da komentarze o mentalności rodaków 2012. Chcę i chcę i nie mogę wywołać tematu nawet w okolicy. Może szczególnie w okolicy. Dobrze, że Internet uwalnia nas z jakichś ograniczeń. Przy okazji zastanawiam się nad mentalnością naszych dzieci! Musi chyba być otwarta na drugiego człowieka, na świat, Europę, na Kościół, na Całość Istnienia Człowieka-Kultury. Muszą to spijać od niemowlęcych lat. Co ja mówię, przecież imiona miały od poczęcia. A w imieniu jest istota-natura, w chrześcijańskiej tradycji. To chciałbym w nich widzieć, gdyby przyszło mi żyć jeszcze jakieś parę (dziesięcioleci?) lat. Niby śmichy-chichy, a przecież tylko o to mi chodziło i chodzi – znaleźć samemu i przekazać dalej. Tak, to już wszystko. Co? - mało.

Mentalność pokoleniowa? Na pewno, ale mentalność domowa powinna być bardziej wpływająca. Jakieś elementy otaczającej kultury globalnej, gminnej, polskiej... milczenie instytucjonalnego kościoła jest częścią tego otoczenia. Ale ojciec katecheta (matka też bywała) uczy innego kościoła. Jeśli w dyskusjach otwartych, publicznych nie ma księży z okolicy, a nawet powiatu??? A potem - w zupełnym oderwaniu od naszego świata (życia) - głośno i pewnym głosem mówią od ołtarza o...o...o...? - jakieś prywatnie moralizowane słowa (często jednopartyjnie zaangażowane), to podświadomie tworzy się obowiązujący w tradycjonalizmie obraz religii jako nakazowej abstrakcji. A – w myśl przekazywanej wiedzy, pouczeń na katechezach, kazaniach, rekolekcjach – religia ma być czymś ważnym, kształtującym nie tylko obraz świata, ale życia codziennego osób i ich wspólnot??? To są – przepraszam za wyrażenie, zabobony. Religia jest objawiona, ale nie zza światów. Głosimy Słowo-Logos-Sens, który mieszka wśród nas. Dlaczego nie widać go w obecności duszpasterzy z naszych wsi i małych miast w naszym życiu codziennie-społecznym? Dlaczego odwagę dzielenia się wiarą osobową, zakorzenioną w życiu wewnętrznym chętniej się dzielą świeccy? A duchowni raczej tylko w artykułach i na stronach organizacji religijnych, a nie w normalnym życiu spraw codziennych i powszednich, jak chleb, wspólnot lokalnych. Granice wspólnot życiowych się rozrosły, dzięki środkom technicznej infrastruktury. Ale zawsze przecież tak było! Rzymskie trakty, piesze po ówczesnym świecie pielgrzymowanie, listy pisane i roznoszone przez przyjaciół-braci, druk, inkunabuły, książki, rowery, gazety, telefon, telewizja, samochody, CB-Radio, samoloty, rakiety, sputniki, satelity, telefonia komórkowa, Internet...
Dzisiaj najbardziej Internet. Kto się obraża na współczesność i obecność partycypacyjną, niech się zamknie w pustelni, ale nie na plebaniach i w pałacach biskupich. Różne są formy uczestnictwa w świecie (ludzi współczesnych). Papieże starają się być na bieżąco, widać mają dobrych doradców-współpracowników. Dlaczego ich przykład nie dochodzi na dół, do serc kościoła, które biją w wielkich rodzinach wspólnot lokalnych (parafie, szkoły, gminy...). Z nich wychodzą księża, zakonnice, biskupi. Albo znikąd.

Dialog-monolog w kl.6

O Internecie, o obecności, a nawet wszech-, o Vade mecum, norwidiana.pl, z której można się czasem dowiedzieć o własnej szkole i gminie, o zakładce I Komunia 2012 na WWW stronie szkoły, o wspólnocie wiary, rozumu i pielgrzymowania. Bo bez szerokiej kultury, ani rusz... do przodu się nie da. A i o potrzebie dostępu Wi-Fi i projektora. Ale z naciskiem, że technika nie zastąpi otwartości. Przydał się nawet niechwalebny przykład własny, że jak ktoś chce rozmawiać, to przebrnie przez kłody słów rzucanych czasem lekko, czasem rozmyślnie sobie nawzajem pod nogi – wczorajsze na Fb - „nie obraź się pan, ale piszesz bzdury...”, „właśnie, że się obrażę, bo chamstwa nie znoszę...”. Ale wybrnęliśmy i idziemy dalej. Trzeba sztuką rozmowy się dzielić, jak i w niej porażek, ale rozmowy nigdy nie zaniechać. Czyż nie.

W klasie trzeciej, zobaczyłem nagle jakby z zewnątrz siebie. Nauczyciel z własnym komputerem. Pewnie dla jednych „normalka”, dla innych „nie-święte, udawane oburzenie”. Wrogowie zarzucą, że… trudno przewidzieć, co zarzucą. Że się zabawiam? Uprzedzam?
Uczniowie nie znają moich roz-terek (roz-piterek?). Nie mam właściwego słowa. Podchodzą z rysunkami, własnymi, żadnymi tam malowankami, z własną projekcją, co im w duszy zagrało, kiedy słuchali „Rysuję krzyż” w trzech odmianach wokalnych. Jeden z uczniów wskazał na rysunku własnej wyobraźni (życia wewnętrznego) „tu są drzwi do nieba, a tu się modlę”. Ma talent. Do plastyki? Życia duchowego! - ten jest najważniejszy ze wszystkich talentów.

Inna – „proszę pana, oni gadają i głowa mnie boli”. - Na przerwie za chwilę na zewnątrz pooddychasz i przejdzie, powinno.

Tytułuję ich dzisiaj „Panny Marzanny i panowie Marzannowie”. „Wygłup” musi być składową katechezy u maluchów, lepiej, gdy u nauczyciela i kontrolowany, gorzej, gdy niekontrolowany u nich :-)

Na przerwie ja dostałem małą katechezę-przyjacielskie upomnienie „uważaj, są ludzie, którzy mogą wykorzystać twoją szczerość, nawet w próbie rozwiązywania problemów wychowawczych”. Tak, coś z tego sobie uświadamiam. Dziękuję. Hasam w Internecie na blogu do granic przejrzystości. Częściowo z braku od-głosów waszych. Każde słowo życzliwe buduje nasz świat w dialogu większym, niż każdy sam-z-nas. O to chodzi. Dlaczego tak niewiele osób nawiązuje dialog na tym głębszym, osobowym poziomie. Nie wystarczy poziom spraw zawodowych, plotek, pogody i takie-tam. Internet tworzy dzisiaj największą płaszczyznę wymiany myśli i nawiązywania kontaktów na poziomie osobowym i zarazem spraw wspólnych, dziejących się w szkole, gminie, Polsce... Kościele i świecie. Całym. Internet może być przyspieszaczem rozwoju wspólnot lokalnych. Twarzo-księgą. Twarzą w twarz - początkiem. Kościelne wspólnoty stały się anonimowe, to może w twarzo-bukach się bardziej poznamy?

W klasie 5 – powtórnie myśl pokazała się i przemówiła szeptem do mnie podczas modlitwy pod krzyżem (równoległe akcje kognitywne?, to może i bilokacja nie jest przywilejem tylko wielkich świętych) – że każda modlitwa, tzn. moja mini-medytacja ją wprowadzająca, jest od 30 lat moim najbardziej osobistym wyznaniem wiary i światopoglądu. Samą i całą przejrzystością mojej wiary i rozumu. Świadectwo? Tak, chociaż nigdy świadomie tego nie robiłem, raczej z czystej zawodowej powinności. Jestem – po 30 latach – zawodowcem. Choć bez certyfikatu biskupów na innowacyjność, co wcale nie nowa. Przed Bogiem trzeba być chytrym i prawie bezczelnym jak Abraham w Sodomie i Gomorze. Bubek, niemotek, strachliwy wobec otoczenia, środowiska, wizytatora i samego biskupa ordynariusza, przewodnikiem w pielgrzymce do wieczności być nie może. „A jeśli…”. Trzeba być gwałtownikiem niebieskim. Trzeba choć spróbować swego konia dosiąść w czas.

Do-mi-re-do-mi-do-re-do

Stoję pod drzwiami szkoły Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Przez okno klasy językowej dobiega próba chóru pod batutą Pawła. Słyszę głos drugiego muzycznego instruktora, Krzyśka. Kilkanaście uczennic i uczniów ćwiczy hymn szkoły i psalm na Vademecum'2012. Vade mecum – pójdź za mną. Idą kolejne pokolenia. Niech ich zachwyci piękno. Niech da siłę i natchnienie do pracy. Aż po zmartwychwstanie. Jaki prosty wzór nam wyrysował Los-Opatrzność-Boża. Nie ma innej. Ten inny nazywa się przypadek, ale to nie ten przypadek. Nie te vade i nie ten mecum. Zachwycił Cypriana Norwida i ojców naszych. My dajemy się – może z pewną nieśmiałością – także Mu zachwycić. Więc sam nie wiem i pytałem dziś uczniów klasy szóstej, za kim my idziemy, przynajmniej w imprezie plenerowej (tak ładnie się utarło mówić od 2005)? Za Norwidem, za korowodem ślubnym jego rodziców, czy za samym panem historii i losu chrześcijan – Jezusem z Nazaretu, który opowiedział światu Dobrą Nowinę o zbawieniu i dla jej wykonania poszedł dobrowolnie na mękę i śmierć na haniebnym krzyżu? Odpowiedź przyszła nadspodziewanie szybko i prosto z mostu (może tego samego, co w wierszu Norwida, Dziecko i krzyż?) - odpowiedzią jest wspólnota. We wspólnocie wierzących, idących za Jezusem Mistrzem z Nazaretu, idzie Norwid i wieki przed i my i wieki po. To jest jedno wielkie Vade Mecum.

W nowej hali sportowej huczy i dudni. Sebastian ustawia nagłośnienie na jutrzejszy i pojutrzejszy Wielki Konkurs Powiatowy. Panie nauczycielki, dziewczyny, wiją się i troją przy komputerach, drukarkach, nożyczkach i kto je tam wie. Uwijają się, a i tak długo w noc będą siedziały. Wre i oceani wielka (dziejów) praca. Niesamowite. Narodziła się, rodzi Rzecz-nie-pospolita. Margines niech na zawsze zostanie marginesem. Tak od zawsze być powinno. To jest porządek od-wieczny życia. Łaska buduje na naturze! Także na tych, którzy potrafią współpracować we wspólnocie i dla (większej) wspólnoty.

Obserwuję świat i siebie samego od środka.. Słowo, które było u Boga - mieszka między nami. Słowo-Logos-Sens, trzeba Go/Je wyglądać, nasłuchiwać, notować? Czy to już wszystko? Tak. Tylko tyle? Aż tyle. Czy ludzka kreatura mogłaby oczekiwać czegoś więcej? Czego? Wzoru matematycznego? Cybernetycznego projektu? Jeszcze jakiejś innej (wyższej?) technologii? Dziękuję. Homo (sapiens) sum.